Ostatnie tygodnie dłużą mi się niemiłosiernie. Choć nowych przypadków zachorowań można policzyć na palcach obu rąk, a w niektórych stanach od tygodnia (a nawet dwóch) nie odnotowano żadnych nowych zachorowań, powrót do życia sprzed kwarantanny wydaje się coraz bardziej odległy, niczym statek znikający za horyzontem. Australia dość późno zareagowała na ogłoszoną przez WHO pandemię i wszystko wskazuje na to, że równie późno zdecyduje się na zniesienie restrykcji. Pamiętam, że na początku w Polsce już od dobrych kilku tygodni wszystko było pozamykane, nasi bliscy siedzieli w domach na kwarantannie, a my wciąż jeździliśmy na plażę, jak wolne ptaki, ciesząc się beztroską. Co więc sprawiło, że australijski rząd w ciągu kilku dni całkowicie zmienił podejście? O tym przeczytacie dalej.
Zakaz przemieszczania się/pozostania w domu
Władze zaczęły działać błyskawicznie. Z dnia na dzień zamknięto kawiarnie, restauracje, siłownie, kluby, a nawet gabinety dentystyczne. Szacuje się, że w ciągu nieco ponad tygodnia pracę straciło ponad milion Australijczyków ! Jak na kraj liczący 26 milionów mieszkańców, to naprawdę dużo.Nie wspominając już o osobach przebywających w Australii na różnego rodzaju wizach.
W przeciwieństwie do Polski, w Australii wprowadzono zakaz przemieszczania się. Dozwolono jedynie osiem wyjątków, które uzasadniały wyjście z domu. Zachęcano też, by wszystko załatwiać online. I tak nagle rozkwitła dziedzina, która wcześniej nie cieszyła się dużą popularnością w Australii czyli zakupy z dostawą do domu. Apteki, sklepy monopolowe i lokalne warzywniaki zaczęły oferować dostawy z dnia na dzień. Chyba najlepiej oddaje to zdanie: „Wszystko, co chcesz, dowieziemy pod Twój próg, tylko coś od nas kup.”
Całkowita izolacja społeczna
Przez wiele tygodni nie wolno było nikogo zapraszać do domu, nawet najbliższej rodziny. Restrykcje złagodzono tylko na czas Świąt, zezwalając na przyjmowanie maksymalnie dwóch osób (!!!) lub najbliższych krewnych. Hura! Na szczęście po Świętach te zasady pozostały już na stałe i mogliśmy zacząć ponownie odwiedzać się z przyjaciółmi.
Nie wolno było chodzić na plażę, w góry ani do parków. Jedynym wyjątkiem były spacery lub ćwiczenia fizyczne, które miały być potwierdzone... strojem sportowym. Tak, serio. I w tym kontekście słowa piosenki „ja noszę dres, dres spoko jest” nabierały nowego, nieco ironicznego znaczenia ;)
Kontroli było mnóstwo. Ćwiczenia mogły się odbywać tylko w najbliższej okolicy, więc tłumaczenia typu: „jadę do parku na drugim końcu miasta, bo tam mi się lepiej biega” zwykle nie przechodziły. Choć wszystko zależało od tego, na jakiego policjanta się trafiło. Bazując na danych podawanych w telewizji (na które trzeba brać poprawkę) przyjmuje się, że tylko w samym okresie Świąt Wielkanocnych Australijczycy zapłacili ponad 3 miliony dolarów w mandatach za złamanie któregoś z zakazów. Większość z nich była po prostu irracjonalna i ludzie zwyczajnie nie mieli zamiaru ich przestrzegać.

Sklepy i ograniczenia
Otwarte pozostawały jedynie te branże, które określane było jako "essentials" czyli konieczne minimum do zachowania normalnie funkcjonującego państwa. W tych (szczęśliwych) miejscach (gdzie ludzie mogli normalnie pracować), wprowadzono kolejne obostrzenia np. każdorazowe dezynfekowanie wózków/koszyków, wyznaczenie miejsc w kolejkach do kas czy proszenie klientów o płatność wyłącznie kartą. Kwestią wyznaczoną od górnie była też liczba osób, które mogły w takich miejscach przebywać. Odpowiednia ilość osób była obliczana na podstawie zajmowanej np. przez dany sklep powierzchni. Najczęściej wyglądało to tak, że w drzwiach stał jeden (czasami dwóch) pracowników, którzy liczyli ilość osób, które wchodzą i wychodzą by utrzymać dopuszczalny limit wewnątrz.
Trzymaj dystans, czyli słynne "keep the distance"
Wprowadzono również "bezpieczną odległość", która powinno się przestrzegać m.in. kiedy mijało się kogoś na ulicy. I jest to takie bezpieczne 1,5 m. Można było również przemieszczać się grupowo. Jednak wyłącznie ze swoimi domownikami. Od razu zaznaczę, że nikt tutaj nie wkroczył w ten odmęt paranoi, kiedy to nawet Żona i Mąż musieliby chodzić w odstępach, bo to przecież dwie osoby. Czegoś takiego na szczęście nie wprowadzono u nas.
Zamknięcie granic poszczególnych stanów/terytoriów
Australijski "lockdown" objął cały kraj, ale to poszczególne stany zaczęły wprowadzać jego surowsze wersje. Jednym z pierwszych, który zamknął swoje granice, była Victoria, położone na południu miasto, które kiedyś było pierwsza stolica Australii. Tak jak wspomniałam wyżej, główne największe ognisko zachorowań było w Sydney (stan New South Wales) i to głównie od niego chciały odgrodzić się inne stany w celu zatrzymania rozprzestrzeniania wirusa. Szybko więc zamknęły swoje granice South Australia, Queensland czy Western Australia. Co paradoksalne, a warte zaznaczenia w tej całej sytuacji premier New South Wales nie zamknął granic swojego stanu...
Dopiero zamknięcia granic stanowych przyczyniło się do drastycznego spadku liczby zakażonych osób. Widać to było z dnia na dzień, kiedy w Queensland, które było drugie na liście w kolejności ognisk zapalnych. Gdzie liczba chorych malała o połowę co dwa-trzy dni. Poza tym w Australii nie było wprowadzonego przymusu noszenia maseczek czy rękawiczek i tak naprawdę praktycznie nikt ich nie nosił. Poza może "co piątym Azjatą", ale oni nosili je już wcześniej, niezależnie od pandemii. Przynajmniej tak to wyglądało w Brisbane. W Sydney, z tego co słyszałam, sytuacja była nieco inna – tam ludzie chętniej sięgali po środki ochrony.
Co do przyszłości.. Na razie Australia bardzo powoli zabiera się do znoszenia restrykcji, których całkiem sporo chcą zostawić na kolejne pół roku. Dochodzą nas nawet słuchy, że premier naszego stanu (Queensland) chce zamknąć cały stan na rok dla turystów. Czy to się uda? Zobaczymy. Politycy, jak to politycy, zmieniają zdanie częściej niż pogodę.
Mam nadzieję, że ten wpis rzucił trochę światła na naszą sytuację. Jeśli macie pytania — piszcie śmiało.
Trzymajcie się i bądźcie zdrowi!
Pozdrawiam, Madeline
Post mi się podoba. Jeśli chodzi o kwarantannę, to najbardziej męczą mnie te maseczki które w Polsce są obowiązkowe. Nie mogę przez to oddychać. Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia. 😊
OdpowiedzUsuńKazdy kraj musi dostosować się do sytuacji i miec na względzie interes obywateli
OdpowiedzUsuń