Kręcone włosy, a wilgotność powietrza
Choć w Polsce również potrafi być wilgotno i np. dziś, według danych Google, wilgotność we Wrocławiu wynosi 82%, a w Brisbane zaledwie 52%, to wszystko zależy od warunków, w jakich ta wilgotność się pojawia. Bo problemem są właśnie tropiki, a to przecież tutaj mieszkamy. Wiele osób tak jak kiedyś ja, kojarzy klimat tropikalny z deszczowymi lasami Amazonii czy duszną, mokrą dżunglą w Kongu. Tymczasem klimat tropikalny występuje także w Australii. I, o zgrozo, ma się tutaj całkiem nieźle.
Queenslandzkie lato ma swoją specyfikę, to zderzenie suchego, piekącego powietrza napływającego z głębi kontynentu z ciężką, lepką, słoną masą znad oceanu. To mieszanka, która dla moich kręconych włosów jest prawdziwym testem cierpliwości. W takich warunkach praktycznie nie muszę używać humektantów, bo moje włosy i tak czerpią wodę garściami z powietrza.
Tak duża wilgotność jest jednak trudna nie tylko dla włosów, przede wszystkim obciąża ciało. Każdy, nawet najmniejszy wysiłek, jak przejście stu metrów, kończy się uczuciem lepkości, przemoczonego ubrania i braku komfortu. Wszystko przez to, że człowiek bardzo szybko się poci, tracąc wodę, minerały i sole. W Australii na każdy, nawet najkrótszy spacer, zabiera się butelkę wody – to po prostu odruch.
Włosowy chaos: czyli moja walka z puszeniem
Z puszeniem walczę na różne sposoby, o niektórych opowiem Wam w kolejnych wpisach. Na ten moment postawiłam sobie za cel znalezienie stylizatora, który wreszcie zdyscyplinuje mój skręt. Niestety, jak dotąd idzie mi to z marnym skutkiem. Próbowałam między innymi polecanego przez wiele dziewczyn kremu Marca Anthony’ego, który u mnie okazał się zupełną klapą. Skręt nie był ani ładny, ani utrwalony, a fale zamiast wygładzone, wyglądały na zmęczone i rozwiane. (Więcej możecie przeczytać o tym tutaj → hop!)
Największym wyzwaniem pozostaje u mnie wierzchnia warstwa włosów, która puszy się najbardziej. To właśnie ona jest najbardziej narażona na czynniki zewnętrzne, czyli na uszkodzenia zarówno mechaniczne, jak i atmosferyczne. Silne słońce i wysoka wilgotność to niełatwe połączenie dla delikatnych końcówek. Dlatego tak ważna jest odpowiednia ochrona: kapelusze, olejki z filtrami UV, delikatne upięcia.
Ostatnio mieliśmy kilka wyjść, podczas których bardzo zależało mi, żeby zostawić włosy rozpuszczone. Po raz pierwszy od lat sięgnęłam wtedy po lakier i choć absolutnie nie planuję używać go na co dzień to uratował on nie tylko moje włosy, ale i samopoczucie, a chyba o to wszystko w tym chodzi, aby dobrze czuć się ze swoimi włosami i temu czy sami się sobie w nich podobamy.
Lato w Queensland i włosy, które mają swoje zdanie
Australijskie lato to nieustanne przeplatanie się dni słonecznych i gorących, z tymi parnymi i deszczowymi. Czasem mam nadzieję, że z biegiem lat moje włosy w końcu jakoś się do tych warunków przystosują. A jeśli nie to może po prostu wcześniej się przeprowadzimy gdzieś indziej albo wrócimy do Polski.
Czasami żartuję do mojego męża, że może warto byłoby spędzić parę miesięcy w Sydney, najbliższym dużym mieście, oddalonym o jakieś tysiąc kilometrów od nas, gdzie klimat jest zupełnie inny. Ale zaraz potem przypomina mi się Sydney… tłum, tempo życia, zgiełk i te niekończące się masy ludzi wszędzie wokół. I nagle, nawet w kontekście żartu, łapię się na tym, że mój entuzjazm znika szybciej niż kot słyszący włączony odkurzacz.
![]() |
źródło |
Zakochana w Queensland (mimo wszystko)
Mimo tej całej włosowej batalii, bardzo trudno byłoby mi opuścić Queensland. Zakochałam się w tutejszych górach, wygasłych wulkanach, wodospadach ukrytych w dżungli, czerwonej ziemi outbacku, spokojnych porankach nad rzeką i pobudkach wywołanych śmiechem kokabury. Czuję, że zapuściliśmy tu korzenie, a w Main Range National Park zostawiłam kawałek siebie już na zawsze.
Czasami, mimo całej naszej wiedzy, starań i pielęgnacyjnych planów, po prostu nie da się wygrać z naturą. A z australijską naturą szczególnie nie ma co zadzierać.
Dlatego pozostaje mi jedynie zaakceptować to, co jest, i stopniowo normalizować puszystość moich włosów, czekając cierpliwie na upragnioną jesień. Bo przecież każdemu zdarza się bad hair day i nic w tym złego :).
Moje włosy są niestety bardzo mocno podatne na puszenie i ciężko mi to ujarzmić.
OdpowiedzUsuńMasz śliczne włosy.
OdpowiedzUsuńJak ja bym chciała mieć kręcone włosy. To moje marzenie.
OdpowiedzUsuńU mnie zdecydowanie sprawdza się powiedzenie, że jak się ma proste włosy to się marzy o kręconych, a jak ma się kręcone to jest zupełnie na odwrót. Dałabym wszystko za takie loczki, nawet jakby się puszyły, a tymczasem mam włosy proste, które po zakręceniu prostują się w parę chwil :D
OdpowiedzUsuńKręcone włosy mają to do siebie, że lubią się puszyć. Mam też ten problem.
OdpowiedzUsuń