Aktualizacja włosowa: słoneczny PAŹDZIERNIK

Październik minął mi w mgnieniu oka. Nawet bardzo nie zorientowałam się kiedyś zostałam z zaskoczeniem w oczach wepchnięta do listopadowych długich wieczorów i zamglonych poranków. W zeszłym miesiącu postawiłam na włosowy minimalizm, który spowodowany był w dużej mierze również brakiem wolnego czasu, a który jak widać moim włosom posłużył na dobre. Odpoczywając od całych około-ślubnych stresów mogliśmy, w końcu skupić się na sobie (wbrew pozorom;) i uciec trochę od wszystkiego w nasze polskie piękne góry. Tam też wpadłam na pomysł na podsumowanie tego miesiąca właśnie z taką górską mocą i świeżością, która kojarzy mi się z moimi włosami kiedy patrzę na nie na tych zdjęciach. 


Od kilku tygodni walczę z próbą przyciemnienia włosów naturalnymi metodami i chyba właśnie zaczęłam zauważać pierwsze efekty moich starań. Główną przyczyną tej pięknej delikatnej czekolady  w refleksach, który widać na zdjęciach jest duet oleju rycynowego i gencjany (fioletu gencjanowego). Ten temat rozwinę bardziej szczegółowo w którymś z najbliższych postów podsumowujących ogół moich prób, które podarowała nam matka natura w kwestii przyciemniania włosów jej pomocą. Jednak musiałam już wspomnieć o moim małym sukcesie w tym zakresie, bo niezmiernie ten widom mnie ucieszył.


W październiku próbowałam maksymalnie wykorzystać minimum czasu, który mogłam przeznaczyć na pielęgnację moich włosów. Postawiłam więc na sprawdzoną przeze mnie maski:
- maska rokitnikowa głębokie nawilżenie do włosów suchych i normanych z Natura Siberica, 
- regenerująca odżywka do włosów z awokado i migdałami z Cosnature,
- olej rycynowy.
Głównie moja włosowa dieta opierała się na miksowaniu tych trzech składników w różnych proporcjach, ale zawsze z dużą ilością oleju rycynowego, który w tym czasie był moim włosom szczególnie potrzebny ze względu na swoje właściwości pięknie nabłyszczające. Co 2-3 mycie nakładałam również dodatkowo olej rycynowy na skórę głowy, aby wzmocnić cebulki i zahamować wypadanie włosów. W końcu chwilowy kilkudziesięciominutowy stres związany ze ślubem odbija się później na włosach. 


Przeważnie więc nakładałam na włosy maski na około 1 h, skupiałam się tutaj przede wszystkim na głębokim oczyszczeniu skóry głowy, które jest bardzo potrzebne w przypadku olejowania włosów zwłaszcza tak ciężkim do zmycia olejem rycynowym. Włosy więc myłam rozpuszczonym w proporcji 1:3 szamponem jajecznym z barwny naturalnej. 


Same włosy jak widać doceniły puszczenia ich samopas i odwdzięczyły się wyglądając naprawdę świetnie jak na czas, który im poświęciłam. Błyszczące, sypkie, lśniące i sprężyste wyglądały dobrze nawet kiedy chodziłam po górach i trzymałam ja cały dzień związane w koku. Jedyne co niestety najbardziej zadziałało na ich niekorzyść to kompletny brak zdefiniowanego skrętu nad którym momentami próbowałam nawet popracować. Na poniższym filmiku:


A jak tam u Was wasz październik ? Upłynął pod kontem dbania o włosy czy raczej tak jak u mnie dania im trochę swobody ?

Pozdrawiam, Madeline. 

1 komentarz:

Polecane Posty

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger