Wielkie zmiany czyli o przeprowadzce na 1,5 roku do Australii - słów kilka

Od kilku dni nie było mnie tutaj z Wami. Mam jednak powód, który w dużej części usprawiedliwia moją nieobecności. W lutym dowiedzieliśmy się, że otrzymaliśmy wizy do Australii i nasze wielkie marzenie, które skrywaliśmy w tajemnicy, w końcu zostanie zrealizowane. Spakowaliśmy nasze rzeczy z mieszkania, które wynajmowaliśmy we Wrocławiu i rozpoczęliśmy naszą trasę rodzinnych odwiedzin, która od tak dawna czekała na swoją realizacje.

Dlaczego Australia ?
Austraia czyli Terra Australis Incognita (nieznana ziemia południowa) była moim marzeniem odkąd tylko pamiętam. Jako dziecko zaczytywałam się w "Przygodach Tomka Wilmowskiego" Alfreda Szklarskiego. Z cyklu 9 części 2 z nich rozgrywa się w Australii, a dokładniej 1 "Tomek w krainie kangurów" i 6 "Tomek wśród łowców głów". Rozczytując się w jego przygodach oczami wyobraźni widziałam siebie biegającą po czerwonej ziemi wzdłuż ocenu albo wspinającą się po słynnych Blue Mountains. Ten kontynent wydawał mi się tak odległy, tajemniczy, wyjątkowy, pełen niesamowitych zwierząt, roślin i niezbadanych historii. Marzyłam aby kiedyś tam pojechać, zobaczyć to wszystko co opisywane było w książkach, zamieszkać tam, pracować i stać się zwykłym człowiekiem aby wczuć się i poznać rytm tego przepięknego kraju. Zdawałam sobie sprawę z ogromnych odległości i niechęci rodziców co do takiego wyjazdu jednak kiedy poznałam Alberta wiedziałam już, że z nim mogę jechać na drugi koniec świata i dalej i będę bezpieczna.

Kiedy powstał realny pomysł na wyjazd ?
Realny, bo marzenia były od zawsze, plan, który byłby do wykonania po studiach. Razem z moim Mężem (wtedy chłopakiem) w czasie studiów snuliśmy plany o wyjeździe za granice po ich zakończeniu. Chcieliśmy pozwiedzać, popracować a przede wszystkim trochę odpocząć i zmienić strefę klimatyczną. Na początku myśleliśmy głównie o USA albo o Kanadzie bowiem procedura wizowa w naszym przypadku nie wydawała się wcale taka skomplikowana i mieliśmy tam krewnych co dodatkowo przemawiało na naszą korzyść. Jednak żaden z tych krajów nie był tym naszym upragnionym. Kiedy Albert jakiś czas później powiedział mi, że jego uczelnia jako jedyna w Polsce jest w programie, który dzięki współpracy z rządem Australii ma dostęp do specjalnego typu wizy i że nasz wyjazd zwolniony byłby z wielu dodatkowych wymogów zrozumiałam, że los się do nas uśmiecha. To był koniec 2 roku studiów a my od tego czasu żyliśmy tylko myślą o ich zakończeniu i wylocie do Australii. Wymogów względem wizy mieliśmy kilka, ale dla nas wszystko było do przezwyciężenia bowiem rozpaliły się w nas długo skrywane nadzieje. Cała przygoda z rozpoczęciem procedury wizowej mogła ruszyć dopiero po naszych obronach, a najbardziej po obronie Alberta więc skupialiśmy się aby odbyły się one zgodnie z czasem.

Jak zareagowali na to nasi rodzice ?
Na samym początku kiedy usłyszeli od nas zapowiedź naszych planów chyba lekko nie dowierzali. Oczywiście wspierali nas od początku choć narzekali na dużą odległość i 20 - godzinny lot. Jednocześnie motywowali nas abyśmy pojechali, zobaczyli i zaznali trochę innego życia jeśli naprawdę tego chcemy. Choć wiem, że pewnie w głębi siebie myśleli "Ot co studenciaki 2 roku imformują, że za 3 lata chcą wyjechać na drugi koniec świata, pewnie im przejdzie":D. Nie przeszło a z każdym kolejnym rokiem zaczytywaliśmy się coraz bardziej w książki, blogi podróżnicze i niezliczone strony internetowe o Australii i snuliśmy plany o miejscach, które odwiedzimy, rzeczach które będziemy tam robić i wydarzeniach, w których weźmiemy udział kiedy już znajdziemy się na miejscu. Kiedy dostaliśmy wizę sami nie wierzyliśmy w nasze szczęście wiedzieliśmy już że rozpoczynamy nowy rozdział w życiu. I chyba właśnie wtedy również do naszych rodziców dotarła pierwsza fala świadomości o naszym wyjeździe. 

Jak zorganizowaliśmy nasz wyjazd ?
Co do samej procedury wizowej postawiliśmy na doświadczenie i praktykę. Podjęliśmy decyzję o współpracy z biurem, które zajmuje się organizacją tych wiz od lat 90'. I była to jedna z lepszych decyzji patrząc na błędy, które popełniali ludzie pisząc o wskazówki na różnych forach, które śledziliśmy. Niedosłanie choćby jednego wymaganego dokumentu wiąże się z wstrzymaniem całej procedury wizowej na 28 dni, niestety nie istotna jest data odesłania potrzebnego dokumentu zawsze będzie to 28 dni. Dodatkowo ich agent w Australii odbiera nas z lotniska, zawozi nas do wcześniej wynajętego mieszkania i pomaga w pierwszych podstawowych formalnych krokach na miejscu. Poza tym podsunęli nam dużo praktycznych wskazówek m.in wyrobienie międzynarodowego prawa jazdy, bo w Australii na szczęście uznawane jest polskie prawo jazdy więc tam na miejsc nie będziemy musieli się dodatkowo przejmować zdawaniem ichniejszego egzaminu. A poruszanie się tam bez samochodu jest dosyć uciążliwe.

Co ze sobą zabieramy ?
To chyba jedno z trudniejszych pytań, na które przyszło nam odpowiedzieć. Możliwości lotu są dwie: Berlin bądź Warszawa, w obu przypadkach z przesiadką w Dubaju. Decydując się na wylot z Berliny możemy zabrać 21 kg bagażu + bagaż podręczny, lecąc z Warszawy liniami Emirates możemy zabrać po 30 kg na osobę + bagaż podręczny. W tym momencie wybór był oczywisty, lecimy z naszej kochanej Polski :). Zabieramy przede wszystkim dużo optymizmu, ambicji i szczerych chęci: :) poza tym ubrania, kosmetyki (na tyle na ile można), ulubione kubki i wielki rodzinny album, który stworzyliśmy aby mieć nad czym płakać w długie wieczoru nad oceanem. Jeśli chodzi o jakiekolwiek sprzęty, koce czy "garnki" wszystko będziemy mieli na miejscu. 

Kiedy wylatujemy ?
Bilety mamy już kupione na 12 marca 2019 roku. To data, która rozpoczyna nowy rozdział w naszym życiu pod tytułem "spełnione marzenie: życie w Australii". Na lotnisku będzie z nami cała rodzina i przyjaciele więc liczę się z tym, że mogą być to ciężkie chwile, ale mam nadzieję, że niebawem szybko się zobaczymy.

Wiele osób mówiło, że nam się nie uda, wiele machało ręką i mówiło "tak, tak pojedziecie, aha", niedowierzająco z głupkowatym uśmiechem odwracając wzrok. Nie rozumiałam, nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy nie dążą do spełniania własnych marzeń, bo "za ciężka to droga, za wiele trudu trzeba włożyć, za bardzo się starać". Łatwość z jaką ludzie potrafią odpuszczać realizację własnych marzeń jest wręcz szokująca. Widzę wiele przypadków osób,które porzuciły swoje pragnienia na rzecz różnych życiowych sytuacji i nigdy nie wrócili do ich realizacji. Stali się gnuśni, smutni, smętni i krytykujący jakąkolwiek chęć wzięcia "życia za rogi" przez inne osoby. Oczywiście rozumiem, że życie jest zaskakujące i nieprzewidywalne,a z naszych planów Pan Bóg się śmieje jak to mawia moja Babcia.Wierzę jednak,że jeśli czegoś bardzo pragniemy i dążymy do tego to prędzej czy później osiągniemy nasz cel. Mówię oczywiście o dążeniu do tego celu i pracy nad jego realizacją, a nie zachowaniu typu spoczęcie na laurach z założonymi rękoma i butnym tonem mówić "Ja chcę, mi się należy więc niech się stanie". Nic samo się nie stanie, bez naszej pracy nie osiągniemy nic i nawet najszczersze modlitwy nie pomogą. Życie trzeba chwycić jak rozjuszonego konia za lejce i stanowczo pokierować w stronę, w którą chcemy pogalopować.

Macie marzenia, które leżą gdzieś zakurzone w kącie? Wyciągnijcie do nich rękę i jeśli naprawde tego chcecie mimo jakichkolwiek przeszkód po drodze wierzę, że Wam się uda. Jeśli udało się mi zwykłej dziewczynie spod Warszawy to uda się również Wam :) I z takim przesłaniem chciałabym Wam życzyć miłego weekendu :)

Pozdrawiam, Madeline

10 komentarzy:

  1. Spełnianie swoich marzeń jest niesamowitym wydarzeniem i uczuciem. Można jedynie pogratulować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale zazdroszczę! Cudownie, że udało się wszystko spełnić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękujęmy Australia robi niesamowite wrażenie :)

      Usuń
  3. Nigdy nie warto rezygnować z marzeń, nawet jak inni mówią że się nie uda. Fajnie tak wyjechać do obcego państwa, oderwać się od wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowite wręcz uczucie, wielki oddech złapaliśmy od tej całej sytuacji, która dzieje się teraz u nas w Europie :)

      Usuń
  4. To teraz ci wszyscy, co machali ręką, będą mówić "kurczę, a jednak im się udało..." ;) I tak trzeba żyć! Spełniajcie marzenia i bądźcie szczęśliwi, podziwiam odwagę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękujemy ;) oj tak zasypali nas malym spamem na facebook'u ;)

      Usuń

Polecane Posty

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger