Rottnest Island, w odwiedzinach u Quokk

Dzisiaj zabieram was w podróż do jednego z piękniejszych zakątków Australii. Malownicza wyspa  otoczona pod wodą rafa koralowa, na której sielsko i spokojnie żyją małe torbacze. Oddalona ok 20 km od wybrzeży kontynentu gwarantuje bezpieczeństwo i brak ingerencji innych zwierząt. Dzięki czemu Quokki, które są ginącym gatunkiem mogą beztrosko oddawać się temu co lubią najbardziej. Natomiast sama wyspa przy pomocy władz powoli przywracana jest do swojej świetności po kilkudziesięciu latach wyniszczania przez ludzi. Mowa o Rottnest Island, jeśli interesujecie się Antypodami i torbaczami to już widzę te uśmiechy na waszych twarzach.

Położenie:
Pieszczotliwie nazywana Rotto - Rottnest wcale nie jest taką małą wyspą. Na długości rozciąga się na 11 km a na szerokości 4,5 km. Jej powierzchnia to 19 km2 i w całości jest rezerwatem przyrody zaliczanym do klasy A. Około 10 tys. lat temu była granicą kontynentu australijskiego. Jednak po podniesieniu się wód spowodwanych ociepleniem klimatu (na szczęście) została odcięta od stałego lądu przez co zachowała swoją odrębność i mikroklimat. Od tego czasu również przestali na niej mieszkać ludzie stąd brak ingerencji w jej środowisko.

źródło
Skąd nazwa Rottnest (pl. szczurze gniazdo)?
Na początku XVII w. obok Rottnest przepływała flota holenderskich statków, której kapitaniem był Williem de Vlamingh. Słysząc historie o żyjących na niej małych gryzoniach postanowił podpłynąć bliżej i zobaczyć je na własne oczy. Kiedy na jej brzegach zobaczył skaczące małe brązowe-szare torbacze omylnie wziął je za duże szczury, a ze względu na ich dużą ilość nazwał wyspę szczurze gniazdo (rott - szczur, nest - gwiazdo). Nazwa rozpowszechniła się i na stałe przylgnęła do wyspy w kolejnych latach.


Występowanie:
Jako zagrożony wymarciem gatunek Quoki nie mają wielu miejsc, w których mogą spokojnie żyć. Poza Rottnest żyją jeszcze na jednej wyspie Bald oraz w południowo - zachodnich australijskich lasach gdzie mimo sprzecznych informacji na Wikipedii są już praktycznie na wymarciu. Zasługą tego jest duża konkurencyjność z innymi zwierzętami np. ogromną populacją kangurów, kotów domowych, myszczy/szczurów czy królików. Quokki w walce z liczniejszym, większym i silniejszym rywalem nie mają szans. A wobec drapieżników, którzy naturalnie nie występują w ich środowisku (psy, lisy) są całkowicie bezbronne. Dlatego tak ważne jest utrzymywanie ich populacji na oddalonych od kontynentu wyspach, na których wyznaczone są odpowiednie służby i instytucje czuwające nad ich bezpieczeństwem.


Moim zdaniem to całkowicie niesprawiedliwe, aby nazywać Quokk dużymi szczurami. Godzi to poniekąd w ich wyjątkowość i wdzięk. Bardziej przypominają mi mieszankę kota domowego i chomika. Wyglądają bardzo uroczo i są niesamowicie przyjacielsko nastawione wobec ludzi. Chętnie spędzają czas w naszym gronie i kochają robić sobie zdjęcia (podobnie jak koty).
Na wyspie obowiązuje ogólny zakaz dotykania, karmienia i braku ingerencji w funkcjonowanie Quokk. Mimo tego można do nich podchodzić i jeśli same będą miały ochotę na spędzanie czasu z nami to zostaną. Jeśli zaczną odchodzić nie wolno "na siłę" zmuszać je do pozostania czy robienia zdjęć. Pamiętajmy, że są to dzikie zwierzęta i potrafią ugryźć, drapnąć albo kopnąć kiedy coś im się nie podoba.



Nie znam bardziej ciekawskich i wścibskich zwierząt od tych małych kangurów. Uwielbiają być w centrum uwagi i poznawać nowych turystów. Nie trzeba długo czekać na ich zainteresowanie. Wystarczy tylko schylić się obok którejś z aparatem i czekać aż przytupcze aby dotknąć i powąchać waszych włosów.


Quokki określane są często jako najszczęśliwsze i najsłodsze zwierzęta na świecie ponieważ ich pyszczek układa się w charakterystyczny "uśmiech". A hasztag #quokkaselfie bije rekordy popularności w mediach społecznościowych, zwłaszcza na Instagramie.


Jako torbacze swoje małe chowają w torbach podobnie jak kangury. W Australii mamy jesień więc wszystkie małe Quokki są już duże i nie możemy obserwować magicznych momentów kiedy z torby Mamy-quokki wygląda zaciekawiony mały-dzidziuś. Żywią się głównie liśćmi kilku drzew rosnących nieopodal jezior i bardzo mało piją. Przyjmuje się, ze bogate w wodę liście drzew zapewniają im większość zapotrzebowania na płyny.
Niesamowicie przyjazny charakter wobec ludzi spotęgowany jest zapewne ilością przysmaków, które od nich otrzymują. Nie jestem zwolennikiem tego rodzaju praktyk. Pamiętajmy, że są to cały czas dziko żyjące zwierzęta i takie "ludzkie jedzonko" może zadziałać na nie zabójczo. Poza tym z początku mogą wydawać się złudnie powolne i spokojne. Nie dajcie się zmylić, tak naprawdę są bardzo szybkie, zwrotne i maja ostre pazurki. O czym można przekonać się gdy któraś za bardzo się z nami zakoleguje i np. będzie chciała wskoczyć na plecy co przydarzyło się Albertowi.


Historia wyspy:
Podczas kolonizacji Australii, Rottnest na zachodnim wybrzeżu była miejscem zsyłania więźniów. Najpierw aborygeńskich, którzy byli na nią deportowani z całego kontynentu, później zostali przeniesieni do innych części kraju ze względu na dostrzeżony charakter obronny wyspy w czasie wojny. Wybudowano na niej umocnienia militarne (przeważnie duże działa) mające zapewnić bezpieczeństwo portowi we Fremantle. W czasach I WŚ byli na niej przetrzymywanie głównie austryjaccy i niemccy więźniowie, a w czasach II WŚ głównie włoscy. Wraz z rozwojem świadomości i poprawą warunków bytowych po wojnie utrzymanie ludzi (zwłaszcza więźniów) na wyspie okazało się zbyt obciążającym przedsięwzięciem. Dlatego przeniesiono ich do innych ośrodków, a wyspę zaczęto na nowo przywracać do naturalnego stanu. Z tego czasu zachował się malutki i urokliwy Kościółek Chrześcinański, w którym do dzisiaj odprawiane są Msze Święte w Niedziele o godzinie 9:00.



Zadrzewiona kiedyś wyspa obecnie stanowi tylko cień dawnej siebie. Niekontrolowana i szeroko zakrojona niegdyś działalność człowieka odcisnęła piętno na tym małym skrawku ziemi. 



Obecnie władze starają się przywrócić ją do naturalnego stanu np. poprzez sadzenie na niej drzew. Poza tym żadna osoba prywatna, firma, instytucja nie ma prawa posiadania i kupna ziemi. Nie ma też samochodów (poza kilkoma autobusami rozwożącymi turystów po wyznaczonym szlaku). Dla turystów są wyznaczone kilometry krętych szlaków rowerowych i pieszych malowniczo prowadzących wokół wyspy. Wszystko zarządzane jest przez instytucje "Rottnest Island Authority"(RIA), która jest powołana przez rząd Australii Zachodniej jedynie do tego celu. Zarząd ten nadzoruje funkcjonowanie całej wyspy, dba aby nikt nie ingerował negatywnie w jej rozwój i pobiera opłaty za jej odwiedzanie. "Landing free"czyli tzw. opłatę za lądowanie płacimy przeważnie u przewoźnika, z którym dostajemy się na wyspę (cena jest niewielka i w większości przypadków wliczona w cenę biletów). 


Pracownicy RIA i ich rodziny są jedynymi ludźmi, którzy mogą na stałe przebywać na Rottnest. Mimo ostrych reguł państwo wychodzi na przeciwko turystom. Na terenie wyspy można wynająć sobie jeden z dostępnych domków letniskowych i spędzić wśród Quokk parę dni. Odwdzięczają się za to swym towarzystwem zwłaszcza wieczorami przesiadując na werandach.


W związku z bytnością człowieka znajdziemy tutaj kilka restauracji (nawet Starbucksa) i sklep. Do którego bezwzględn zakaz wstępu mają Quokki. Jednym słowem niby wyspa ich, ale zakupów nie zrobią. 


Nie tylko Quokki przyciągają co roku rzeszy turystów. Ta mała wysepka na zachodniej stronie Australii jest swoistym rajem da surferów, nurków i rybaków. Kilometry podwodnej rafy koralowej i wraków statków co roku przyciągają masy spragnione wrażeń. Plaże tutaj zapierają dech w piersiach, w pół urywając możliwość dokończenia wypowiadanego zdania kiedy na nie wchodzimy i oglądamy w całej okazałości. Jest również piękna biała stara latarnia morska, który służy po dziś dzień wskazując drogę statkom do portu we Fremantle i kilka zachowanych umocnień militarnych z czasów wojen.


Jest tutaj tyle rzeczy, które chce wam pokazać, że nie jestem w stanie umieścić tego w jednym wpisie. Dlatego podzielę go na dwie części i takim zdjęciem zachęcę Was do wyczekiwania na kolejną. Na koniec dodam jeszcze tylko, że z roku na rok populacja Quokk rośnie i jest to niesamowity sukces rządu i wielu dobrych ludzi, którzy często charytatywnie pomagają w odbudowie ich dawnego domu.

Pozdrawiam, Madeline

18 komentarzy:

  1. Jaki fajny zwierzak. Nie słyszałam wcześniej o Quokk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mało osob je zna ;) popularność kangurów i koali miażdży je na arenie międzynarodowej ;)

      Usuń
  2. Słyszałam już kiedyś o tych małych kangurach i też same superlatywy. Piękne zdjęcia, czekam na ciąg dalszy :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne widoki! Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałabym zobaczyć to piękne miejsce i te zwierzaki. Zazdroszczę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie zapraszamy ;) z roku ba rok mozna zlapac coraz to lepsze oferty przelotu ;)

      Usuń
  5. ale cudowne miejsce :) zazdroszcze takich widoków!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale świetny zwierzaczek, cudna relacja! 😉

    OdpowiedzUsuń
  7. Piekne miejsce! Wyjazd do Australi to moje marzenie!

    makeupnoprofessional.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie znam to uczucie :) A myślałaś już o konkretnej wizie ?czy bardziej turystycznie ? :)

      Usuń
  8. Widoki są naprawdę piękne, a o tym zwierzaczku wcześniej nie słyszałam.
    Super zdjęcia! Pozdrawiam! wy-stardoll.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Często widzę zdjęcia z quokki, są mega urocze! <3

    OdpowiedzUsuń

Polecane Posty

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger