Dlaczego tak ważna jest ochrona włosów przed słońcem ?
Powtarzam w kółko wszystkim i wszędzie jak ważna jest ochrona włosów podczas lata. Choć po zimie łakniemy ciepłych promieni słonecznych i marzymy o kąpieli w morzu/oceanie i odrobinie szaleństwa nie róbmy tego kosztem naszych włosów. Dzisiejsze święto żołnierzy (Anzac Day) w Australii spędziliśmy na wyspie Rottnest (która jest domem dla jednych ze słodszych zwierząt świata: Quokk) oddalonej ok. 30 km od Perth. Rano pogoda zapowiadała się bardzo przyjaźnie ok. 25 stopni i zachmurzenia. Z racji tego, że musieliśmy wstać o 3.40 aby zdążyć dojechać na nasz statek i od początku brać udział we wszystkich uroczystościach zapomniałam z pośpiechu kapelusza i od tego rozpoczęła się moja spirala nieszczęść.
Po ostatnim myciu włosów miałam mały problem z lekkim puchem po dawce protein. Finalnie uważam to za bardzo dobrą decyzję. Plan "regeneracyjny" polegał na wtarciu na noc paru kropel (2-3) oleju z orzechów włoskich, przeczesaniu włosów delikatnie dłońmi i związanie ich do snu w warkocz.
Rankiem włosy prezentowały się całkiem fajnie. Po puchu nie było śladu, ładnie się układały i zgrabnie falowały. Przed słońcem i wiatrem zabezpieczyłam je rozrobioną mgielką z olejku z czarnuszki z wodą mineralną w proporcjach 1:1. Wybór był prosty ze względu na silikony, które odparowują i nie obciążają włosów (pisałam wam o jego działaniu tutaj) ale chronią je przed słońcem i uszkodzeniami mechanicznymi.
Około godziny 8.00 prezentowały się naprawdę dobrze i byłam niesamowicie dumna z ich stanu.
Wszystko byłoby dobrze gdyby nie zmiana pogody, na którą kompletnie nie byłam przygotowana i pozostawienie w domu kapelusza (przez przypadek). Próbuje jakoś tłumaczyć swoje roztargnienie, wstawanie o 3.40 nie należy do najłatwiejszych. Mam nauczkę, następnym razem kapelusz zabieram ze sobą chociażby zapowiadali burze, grad, śnieg i trąbę powietrzną naraz. P przed kolejną wyprawą przywiązuje go sobie do torebki.
Prawie 30 stopni, niemiłosiernie palące słońce i spacer po małe zadrzewionej wyspie gdzie na każdej plaży, na którą wchodziliśmy hulała okrutnie wietrzna bryza. Efekt takiego obrotu dnia musiał odbić się na moich włosach.
Słońce dosłownie chyba wypaliło wszystkie dobre rzeczy, które na nie nałożyłam. Mimo tego, że najlepiej znoszą słońce i promieniowanie UV włosy naturalnie ciemne to jednak wszystko ma swoje granice a moje zostały przekroczone już dawno (i zaczynam chyba widzieć powoli rudawe przebłyski). Wielu kobietom (np. mojej Babci) podoba się taki letni balejaż, ale świadczy on głównie o spustoszeniach poczynionych przez promienie UV. Słońce rozszczelnia osłonkę włosa zbudowaną z zachodzących na siebie łusek i wnika do warstwy korowej. Powoduje ucieczkę wody i utlenienie melaniny czyli pigmentu będącego naturalną tarczą przeciwsłoneczną. Powstają wtedy wolne rodniki które uszkadzają wewnętrzną strukturę włosów i tworzą drogę do jego wnętrza zanieczyszczeniom. Włosy staja się spuszone, osłabione. Zaczynają się kruszyć i łamać a te zmiany są bardzo ciężkie do zatrzymania.
I w tej kwestii przeprowadzka do Australii to niesamowite przedsięwzięcie logistyczne, ale podobnie jest ostatnio w Polsce z długimi i ciepłymi latami.
Co powinnam zrobić aby uniknąć takiego efektu jak na zdjęciu powyżej. Mam na myśli:
- spuszone włosy z otwartą łuską,
- lekko sztywnawe,
- nie chcące się falować,
- przesuszone.
Po 1. ochrona odpowiednimi środkami z filtrami UV. Mimo tego, że z rana nakładałam olejek z filtrem UV powinnam zabrać go ze sobą i dołożyć go pare razy w ciągu dnia przy takim nasłonecznieniu i przebywaniu ciągle na biednym w cień silnie nasłonecznionym obszarze. W ciągu ostatnich 2-3 lat zaczęło pojawiać się coraz więcej produktów dedykowanych stricto ochronie włosów przed słońce. Bardzo mnie to cieszy bo często myśli się głownie o ochronie twarzy, skóry, a włosy odchodzą w zapomnienie. Takie myślenie odchodzi do lamusa i coraz więcej naprawdę dobrych jakościowo produktów można znaleźć w drogeriach w przystępnych cenach.
Po 2. obowiązkowo nakrycie głowy. Nie tylko ze względu na włosy, ale przede wszystkim aby chronić głowę przed szkodliwym działaniem słońca i udarem. W pewnym momencie było już tak tragicznie, że musiałam ratować się zarzucaniem swetra na głowę. Dobrze, że jednak go zabrałam.
Po 3. Nie rozpuszczać włosów. W takich sytuacjach lepiej trzymać je związane w warkocz bądź koku. Ja chciałam porobić trochę fajnych zdjęć, ponagrywać pare filmików dla rodziny i przypłaciłam to opłakanym stanem wieczorem. Włosy związane mniej podatne są na uszkodzenie mechaniczne jak i te słoneczne.
Ostatnie strajki z udziałem z nauczycieli cofnęły mnie do czasów mojej matury (dzięki Bogu, że wtedy nie było takiej sytuacji bo chyba bym umarła ze stresu na zawał, że do niej nie podejdę). Przypomniały mi się słowa Winstona Churchilla oddający idealnie moje ostatnie włosowe dni "Sukces polega na przechodzeniu od porażki do porażki bez utraty entuzjazmu". Od przeproteinowania do włosowego udaru słonecznego hmm.. czegóż więcej oczekiwać po mieszkaniu nad Oceanem jak nie zmiany pogody co 10 minut i kapryśnego słońca. Pozostaje mi jedynie wyciągnąć wnioski i pracować dalej nad ich reanimacją.
Pozdrawiam, Madeline ;)
Piszesz o kapeluszu, a ja strasznie nie lubię ich nosić
OdpowiedzUsuńSpokojnie, to nie jest sztywna zasada ;)
UsuńKaszkiet, chustka czy beret również będą się świetnie sprawdzały ;) Pamiętajmy, że chodzi przede wszystkim o ochronę głowy przed słońcem :)
Nie wiem jak to robisz, ale docierają do mnie Twoje włosowe porady. Bo zwykle bywa tak, że coś przeczytam, ale żebym to zastosowała, to już praktycznie nierealne, natomiast teraz coś w tej materii zaczyna się zmieniać. Kapelusz naprawdę pomaga?
OdpowiedzUsuńBardzo miło słyszeć mi takie słowa ;) Kapelusz, kaszkiet, chustka cokolwiek co lubisz nosić a zasłania głowę i włosy (wtedy najlepiej zawiązać warkocz bądź przy krótszych włosach kucyka) Pomaga w ochronie głowy a włosy nie są narażone na palące słońce, nie nagrzewają się i nie odparowywuje z nich wilgoć :) Nie wyobrażam sobie osobiście wyjścia w słoneczny dzień bez czegoś na głowie :)
UsuńBardzo ciekawe rady, z pewnością wezmę je do serca, bo nigdy aż tak nie zwracałam na to uwagi.
OdpowiedzUsuńCzęsto małe zmiany dają wielkie efekty ;)
UsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń