Mieszkanie nad Oceanem: jak to jest naprawdę?
Wybranie Perth jako miasta, w którym stawialiśmy nasze pierwsze kroki w Australii było bardzo dobrym wyborem pod względem poznania prawdziwej odrębności tego kraju. Brisbane jest całkowicie innym miastem przede wszystkim centrum przesuniętej jest bardziej w głąb lądu. Natomiast Perth mocno położone jest wzdłuż wybrzeża. Mieszkanie nad Oceanem było moim marzeniem, które udało nam się spełnić właśnie w Australii. Na początku byłam zasypywana wiadomościami od znajomych i niektórych z Was z zapytaniami jak to jest, jakie mamy wrażenia, jak to wygląda. Postanowiłam więc stworzyć ten wpis i opisać Wam nasze odczucia.
Tęsknię za Perth i za jego pięknymi, białymi plażami, zachodami słońca i spokojem jednak w naszym przypadku perspektywa przeprowadzki do Brisbane była najlepszą możliwością, która zawitała na naszym horyzoncie. Brisbane jest miastem niesamowicie urokliwym, pięknym i mającym niesamowicie wiele do zaoferowania i prawie 2 x większym od Perth. Jednak to zawsze do tej najbardziej oddalonej metropolii na świecie będę miała niesamowity sentyment. Postanowiłam więc podzielić się z Wami plusami i minusami życie nad Oceanem. A na początku pokaże Wam gdzie mieszkaliśmy. Mieszkaliśmy w bloku na najwyższym 9 piętrze, z widokiem na Ocean z balkonu, a do plaży mieliśmy 10 minut spacerkiem.
Zalety
1.Zachody Słońca.
Jako miłośniczka doceniania małych chwil w codzienności uwielbiam spacery o zachodzie Słońca. jest to dla mnie czas magiczny, dający odpocząć myślą, ciału i wszystkiego co dzieje się dookoła mnie. Na chwile odnoszę wrażenie, że dzisiejszy dzień dobiega końca wszystko co się stało jest za mną, to czego doświadczyłam dało mi kolejne doznania, z których mogę wyciągnąć wnioski a za wiele być bardzo wdzięczna. Staram się być wdzięczna za wszystko co dostałam od życia, a przeciwności losu traktować jako motywację do wzmożonej pracy. Każdego dnia jestem niesamowicie wdzięczna, za to, że udało spełnić się nam nasze marzenie o wyjeździe do Australii. Jestem wdzięczna za cudownego przyjaciela, moją bratnią duszę, którą jest mój Mąż i za naszą rodzinę, którą mimo odległości uczestniczy w naszym codziennym życiu oraz za wsparcie, które od nich otrzymujemy. Tak chyba powinno być, zachody słońca to czas na docenianie tego co mamy i narodzin nadziei na jutrzejszy nowy, piękny dzień. Zwłaszcza te nad Oceanem, którego spokojna tafla niesie kojące działanie na ciało i ducha.
2. Obcowanie z natura
Australijska flora i fauna jest niesamowita. Tak odmienna, piękna i niezależna na każdym kroku. Cudownie jest doświadczać tego wszystkiego na własnej skórze. Co prawda nie spotkaliśmy na plaży kangurów (w mieście nie biegają sobie od tak;), ale wiele innych zwierzątek zwłaszcza ptaków, z którymi po pewnym czasie zaprzyjaźniliśmy się do tego stopnia, że pozwoliły nam robić sobie takie zdjęcia.
3. Zbieranie Muszli
Na moim IG mogliście często oglądąć relacje, z naszych wypraw po te dary Oceanu. Życie poławiacza muszli wcale nie jest łatwe ;) Wiele razy wchodząc po jakąś upatrzoną muszelkę skąpałam się niemiłosiernie, ale czasami warto.
4. Co przyniósł nam sztorm?
Za każdym razem kiedy przychodził sztorm (przeważnie było to wieczorem) wiedzieliśmy, że na drugi dzień rano czym prędzej będziemy biegnąć na plaże w poszukiwaniu nowych "skarbów". Czasami były to muszle czasami wymyślne kamyki albo małe zwierzątka morskie, którymi jeśli była potrzeba pomagaliśmy z powrotem wrócić do wody. Zdarzało się również, że obserwowaliśmy wyrzucone na brzeg pontony. Nie musicie jednak obawiać się o ich właścicieli ponieważ mimo wszystko często zdarza się w trakcie sztormu, że szalupy pod wpływem siły Oceanu i smagań wiatru odpadają od statków, a później lądują na brzegu ku uciesze gawiedzi.
5. Czyste powietrze
Australia ma najczystsze powietrze na całej Ziemi. Da się to odczuć na każdym kroku. Zwłaszcza na mnie działa ono szczególnie kojąco ponieważ jako alergiczka i astmatyczka odkąd tutaj jestem nie chorowałam ani razu, nie miałam napadu astmy ani żadnych alergicznych katarów, łzawień czy bóli głowy. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy więc na spacerach i świeżym powietrzu.
6. Oglądanie seriali i obiady w przy-oceanicznych altankach
Kiedy wyjeżdża się za granicę jedną z rzeczy, z którą ciężko sobie poradzić to tęsknota za Ojczyzną. I nie mówię tutaj o tęsknocie za rodziną, która wiele osób przypisuje tej tęsknocie. Nawet jeśli cała moja rodzina przeprowadziłaby się tutaj tęsknota za Polską nie zmalałaby nawet o 1%. Trzeba odróżnić tęsknotę za rodziną, która z dnia na dzień rośnie niemiłosiernie od tej za Polską, która również wzrasta z każdym dniem, ale jest zupełnie inna. W takich sytuacjach często szukamy jakiś namiastek tej "polskości" i dla nas jeśli chodzi o taką namiastkę jest to Ojciec Mateusz. Pewnie teraz lekko podśmiechujecie się z tego, ale uwierzcie mi w takich sytuacjach jest to dla nas zbawienne. Oglądali go moi i Alberta dziadkowie oraz czasami rodzice (mieszkam ok. 80 km od Sandomierza, a moi rodzice bardzo to miasto lubią. Bardziej więc oglądają go z sentymentu) i bardzo z nimi nam się kojarzy ten serial, ale też z naszych wyjazdów tam i całej historii naszego kraju. Sandomierz ma w sobie zaklętą historię Polski od czasów Piastów po dni dzisiejsze i jest to dla mnie wręcz taki symbol nieprzemijającej Polski.
7. Miejsca nie z tego świata odkrywane na nowo.
To góry południowej Afryki czy kratery na Księżycu ? Rafa koralowa nad powierzchnią wody stwarza niesamowite wrażenie wręcz z innej planety. Chodząc jej małymi korytarzami trzeba zaopatrzyć się w buty o dobrej grubej podeszwie i zachować dużo ostrożności. Jeden nieuważny krok równa się upadkowi z czym związane jest spotkanie się z ostrymi szczytami piaskowca. Nie polecam nawet jeśli na dnie któregoś z kraterów ukrywa się piękna muszelka.
Wady
Co do wad jest ich naprawdę mało. Dla mnie nie są to aż tak ogromne wady, że nie potrafię funkcjonować, ale są one dosyć uciążliwe przy dłuższym czasie.
1. Ogromna ilość turystów.
Mówię w perspektywie stricto osoby żyjącej nad brzegiem Oceanu. Bo ja też jestem bardzo często turystką gdzieś więc całkowicie to rozumiem, ale wiele sąsiadów na to narzeka. Przyjechaliśmy do Australii pod koniec marca (koniec lata w Australii) i ludzi było okropnie dużo. Przejście kawałka drogi po plaży, który później zajmował nam 1 godz. słuchając szumu Oceanu przeplatanego naszą spokojną rozmową zajmowała w tym czasie ok. 1,5 godz. (obchodząc ludzi robiących sobie zdjęcia aby nie wchodzić im w kadr) słuchając dookoła ekscytujących głosów ludzi i wręcz krzycząc do siebie bo ciężko było cokolwiek usłyszeć. I tak jak wspomniałam ja całkowicie to rozumiem i cieszę się z każdej osoby, która przyjeżdża czy do to Perth, Brisbane czy gdziekolwiek indziej do Australii. Sama często jestem taką fascynującą się i chcącą robić wszędzie zdjęcia osobą, mówię Wam jedynie o tym z perspektywy osoby żyjącej na codzień w tak pięknym miejscu i spacerującej co wieczór tymi plażami.
2. Niebezpiecznie silne wiatry i sztormy
Mieszkając w Perth dopiero zrozumiałam co to znaczy szkwał (silny, nagły i porywisty wiatr). Spędziłam wiele wakacji nad naszym Bałtykiem albo nad Morzem Adriatyckim, ale te silne wiatry, których doświadczyłam tutaj są po prostu nie do opisania. Czasami w nocy sztorm hulał do tego stopnia, że jego gwizd budził nas w nocy ze snu. I znowu wrócę do IG bo jeśli jesteście tam ze mną to zapewne kojarzycie moje nocne relacje z takich pobudek. Zrywa się nagle i z minuty na minutę wzrasta w zaskakującym tempie.
W Australii jest takie przekonanie, że jeśli psy uciekają z plaży to trzeba brać nogi za pas i uciekać z nimi ;). Chyba, że chcecie aby było o Was głośno w porannych wiadomościach. Spacerowanie po plaży w takich warunkach jest bardzo niebezpieczne bo przejrzystość jest bardzo mała. Nie widać gdzie się tak naprawdę idzie do tego dochodzi niesamowicie silny wiatr.
Na horyzoncie po prawej stronie w normalnych warunkach widać Ocean. Wiatr często przekracza ponad 100 km/h do tego stopnia, że jest w stanie wypchnąć średnich rozmiarów łódź na plaże.
![]() |
źródło |
Niebezpieczeństwo nie stwarza więc sam silny wiatr, deszcz i nagłe ochłodzenie, ale również to co z Oceanu może ze sobą przynieść. A co niekoniecznie będziemy w stanie zauważyć w tej szarudze deszczy, świstu i wiatru, który ogranicza mocno widoczność.
Dla mnie jest zdecydowanie więcej plusów niż minusów i oboje z Albertem stwierdziliśmy, że jeśli mamy zostawać na pare kolejnych lat w Australii to na pewno kiedyś wrócimy do mieszkania nad Oceanem.
Podzielaliście kiedyś moje marzenie o mieszkaniu nad Oceanem czy raczej wolicie bezpieczne wyżyny wgłębi kontynentu ? :)
Pozdrawiam, Madeline
Każde miejsce zamieszkania ma swoje plusy i minusy. Ważne jednak dobrze się tam czuć. Te zachody słońca robią niesamowite wrażenie :) dla mnie pewnie byłoby te idealne miejsce na krótszy czas. Na długą metę źle się czuję tam, gdzie jest dużo ludzi.
OdpowiedzUsuńW Perth dopiero spokojniej robi się na zimę kiedy większość ludzi ucieka w głąb lądu ;)
UsuńJa zawsze chciałam mieszkać nad brzegiem oceanu. Woda to mój żywioł.
OdpowiedzUsuńNie przypuszczałam, że ze mną jest tak samo dopóki nie przeprowadzliśmy się do Australii :D
UsuńKoniecznie w takim razie musisz odwiedzić te rejony ;)
Bardzo chętnie spróbowałabym mieszkania nad oceanem :)
OdpowiedzUsuńNiesamowite przeżycie polecam :)
UsuńMimo minusów, bardzo chętnie chciałabym spróbować zamieszkać nad oceanem.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia zachodow slonca
OdpowiedzUsuńJa może nie marzę o mieszkaniu nad oceanem, ale o spędzeniu trochę czasu w takich okolicznościach na pewno :)
OdpowiedzUsuńPolecam z całego serca, nawet kilka dni daje niesamowitego kopa ;)
UsuńPięknie tam macie!
OdpowiedzUsuńoh tak ;) Pozdrawiam ;)
Usuńwhat an amazing post dear :) do you like do follow each other?
OdpowiedzUsuńkisses
https://bubasworld.blogspot.com/
Ja już poznałam życie nad oceanem, wiem czym są tłumy turystów i ten wiatr. Ale mimo to chciałabym tu zostać ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki,
ysiakova.blogspot.com
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSolidnie napisane. Pozdrawiam i liczę na więcej ciekawych artykułów.
OdpowiedzUsuń