Hair Hour #2 Przeholowałam z siemieniem lnianym.

Hej, jeśli kiedykolwiek zastanawiałyście się czy można przez jedną godzinę zaprzepaścić efekty pielęgnacji włosów, to tak można. Niestety dzisiejszy wpis choć trochę opóźniony będzie skupiał się przede wszystkim na tym czego nie robić aby włosy wyglądały tak jak moje poniżej. Przede wszystkim nie zachowywać się jak nadgorliwa Babcia, która myśli, że jeśli dołoży Wnuczkowi jeszcze łyżeczkę jedzonka po 5 wcześniejszych odmowach to ten radośnie zgodzi się poprosząc o dodatkową porcje kompotu.
Często spotykam u dziewczyn na blogach posty o przeproteinowaniu włosów. Bardzo rzadko zdarza się to u mnie, bo mocno ograniczam proteiny w pielęgnacji włosów, natomiast czasami zdarza mi się je "przenawilżyć". Zbytnia ilośc humektantów w pielęgnacji działa kompletnie na odwrót od zamierzonego efektu. Zamiast nawilżyć włosy, sprawić aby były sypkie, mięsiste, i odżywione są smętne, sztywne i nie chcą się układać.
W mojej pielęgnacji włosów nieodzownym składnikiem jest siemię lniane, które poza ogólnymi wartościami odżywczymi dodatkowo potęguje skręt i pomaga go kształtować.
Niestety podobnie jak przy proteinach wszystko układa się wspaniale dopóki nie nałożymy na włosy tę "jedną porcję za dużo". I tak tym razem chciałam wykorzystać ostatki siemienia, które zalegały w lodówce tak aby ich nie wyrzucać (czego bardzo nie lubię) choć w tym przypadku powinnam. Zmieszałam je w spryskiwaczy z mieszanką olei (która de facto tez mi zalegała) i nałożyłam na włosy na 1 godzinę. Po tym wszystkim zmyłam letnią wodą i umyłam włosy szamponem z białego jelenia. 
Chciałam zabezpieczyć je i trochę podrasować przed kolejną fala upałów, które podobno ma znowu nawiedzić Wrocław w drugiej połowie tygodnia. I wyszło mi dokładnie tak jak wczoraj Polskiej Reprezentacji na Mundialu "miało być dobrze, a wyszło jak zwykle".
Choć przy skórze głowy włosy były niesamowicie miękkie i gładkie w dotyku to widać jak ucierpiały ich dolne części. Smętne, zwijające się w strąki i matowe nie są to włosy, o których myślałam, że będę dzisiaj pisała. Kiedy zobaczyłam zdjęcia od razu po ich zrobieniu pomyślałam sobie "właśnie widać jak bardzo musze podjeść do fryzjera i podciąć końcówki". Takie bad hair day jak dzisiaj najlepiej pokazują mi co jeszcze musze poprawić i że niestety podcinanie włosów jest konieczne jeśli chcemy aby były zdrowe, lśniące, odżywione i długie.
Mam też kolejną nauczkę, lepiej coś wyrzucić niż ładować na włosy czegoś co może akurat teraz nie jest im potrzebne. I choć zalety siemienia lnianego miażdżąco przygniatają jego wady, na przyszłe dni  zdecydowanie odstawię humektanty w jakiejkolwiek ilości i pod jakąkolwiek postacią.

Pozdrawiam, Madeline






4 komentarze:

  1. Nie robiłam nigdy własnej maski na włosy z siemienia, ale mam kupioną gotową i zupełnie nie widzę efektów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku również te kupione nic nie dawały. Co więcej nawet kiedy pierwszy raz przyrządziłam siemię ze zmielonych nasion nie widziałam kompletnie żadnych rezultatów. Dopiero kiedy kupiłam siemię w ziarnach i przygotowałam wszystko sama uzyskałam efekty, an które czekałam :)

      Usuń
  2. Pomimo zbyt długiego zabiegu, masz piękne włosy!

    OdpowiedzUsuń

Polecane Posty

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger