Fremantle - oddech australijskiego dzikiego zachodu

Wiedzieliście, że Australia miała swój własny dziki zachód ? Tak, zgadza się nie przesłyszeliście się.  To nie tylko rozreklamowana amerykańskie westerny i Stany Zjednoczone. Dziki Zachód ściśle charakteryzował się budownictwem, walką z tubylcami, gorączką złota, traperami, osadnikami, bandytami-szeryfami i prężnie działającymi w przypadku Australii miastami portowymi. Post ten powstaje na specjalnie życzenie jednej z czytelniczek, która bardzo prosiła mnie o podesłanie zdjęć z tego miejsca. Niestety przebywa obecnie w takim miejscu gdzie nie może ich otwierać jedynie przeglądać na stronach.

Zdjęcie powyżej jest wykonane przed Muzeum Wraków, które dokumentuje imigrację do Australii od pierwszych statków przybijających do brzegu po czasu obecne.
___________________
Dzisiaj nie/włosowo, ale mam nadzieję, że taki post pojawiający się co jakiś czas będzie dla was małym okienkiem przybliżającym życie na drugim końcu Świata. Prosiło mnie o to w sumie kilka osób aby przybliżyć trochę Australię i spełnić poniekąd "australijski sen" o możliwości poznania bardziej tego odległego kraju. Mam nadzieję, że będzie to dla Was fajna odskocznia. Dzisiejszy post będzie takim wprowadzającym więc dajcie znać co o tym myślicie. 


Fremantle obecnie jest jedną z dzielnic Perth. Oddaloną od centrum ponad 20 km. Czule nazywana przez miejscowych "freo" od ang. fredom czyli wolność. Tym właśnie dla pierwszych osadników była Australia, wolnością, białą kartą i nowym startem. To historia kolonii karnej zapisana w kamieniu, która około 1890 roku przeżyła prawdziwy okres dobrobytu związany z nagłym wybuchem gorączki złota. Ludzie zaczęli ściągać do Australii masami. Przyjeżdżając wynajmowali mieszkania (pokoje), chodzili do pub'ów, jeździli w "outback" czyli w głąb kraju pracując w kopalniach bądź szukając na własną rękę różnych złóż. Z dalszym rozwojem zaczęły pojawiać się urzędy, hotele (bardziej motele/hostele) i sklepy, ludzie zaczęli korzystali z rozrywek, zakładać własne biznesy i rodziny. Pojawiały się szkoły, kościoły i zaczęło również kiełkować uczucie że tutaj jest właśnie dom. Pokochali tutejsze plaże, naturę, kangury, koale i odrębność tego kraju. Zrozumieli że wykorzystali szansę daną im przez życie uciekając z Europy szarej, smętnej i burżuazyjnej do nowego kraju, który budują własnymi rękoma. Kraju, który drastycznie różni się od tych, w których żyli i kraju, w którym mogą osiągnąć to o czym marzyli bez żadnych społecznych więzów które pętały ich na starym kontynencie.




Wszystkie te marzenia, plany i indywidualność poszczególnych osób widać w budowie Freo ponieważ nawet kiedy gorączka złota odeszła w niepamięć miasto nie upadło. Marzenia o fortunie uleciały, ale w międzyczasie powstało wiele innych działalności i miłość do tego skrawka Ziemi, które zostało przepięknie zbudowane w wiktoriańskim stylu. Widać to dosłownie na każdej ulicy więc wybaczcie za taką ilość zdjęć, ale chciałam abyście dobrze odczuli klimat tego miejsca. Nie jest to trzy, cztery czy dziesięć ulic to całe cudowne miasteczko. Prawdziwy australijski dziki zachód w niczym jednak nie przypomina miasteczka z amerykańskich pocztówek, wyludniałe, zapuszczone straszydła. Fremantle tętni życiem i jest lubianym celem wizyt turystów i backpackersów. Jest tutaj masa restauracji, pub'ów, kawiarnii, księgarni i lokali, w których można bardzo kreatywnie i miło spędzić dzień :). Obszar największego natężenia takimi lokalami nazywa się Fremantle Markets gdzie można naprawdę zjeść bardzo smacznie, skosztować najróżniejszej kuchni i nie za setki dolarów, spokojnie. Zdjęcie powyżej to jeden z hoteli przystosowanych już do naszych standardów :)





Historyczne serce miasta bije wokół Hight Sreet, Market Street oraz South Terrace. To właśnie tutaj najbardziej widać cudownie zachowane perełki kolonialnego dziedzictwa. Kwintesencja ich jest zawarta w pięknie zdobionych wiktoriańskich halach Fremantle Markets, o których już Wam wspominałam wcześniej.





Kiedy pierwszy raz zobaczyłam ten budynek oniemiałam. Szczerze stanęłam i patrzyłam się na niego z zachwytem w oczach. Piękny hotel wybudowany na miejscu wcześniej postawionego magazynu dla pierwszych przypływających więźniów około 1850 roku. Z racji na strategiczne położenie pod koniec XIX wieku zaczęto budować hotel, który został otworzony w 1903 roku. Właściciele zmieniali się przez kilka lat do obecnego Primewest Management, który nabył hotel w 2013 za prawie 90 mln dolarów. Do dzisiaj świetnie prosperuje i można wynająć w nim pokój.


Portowość miasta całkowicie nie zanikła wręcz przeciwnie ma się całkiem dobrze tylko może przeszła w dużej części w bardziej komercyjną stronę. Widać to zwłaszcza kiedy spaceruje się między kawiarenkami na molo. Chociaż to właśnie w porcie w Perth widziałam największy statek transportowy w swoim życiu i widać na oceanie ich bardzo wiele więc w tej kwestii ma się bardzo dobrze. Znajdziecie tam również wiele figur przedstawiających zwykłą codzienność ludzi, którzy budowali to miasto np. rybaków i marynarzy.





Z dawnej kolonii karnej zostało we Fremantle więzienie, które dzisiaj jest już nieczynne i służy jedynie jako muzeum. Ciekawostką jest możliwość nocnego zwiedzania całego obiektu z przewodnikiem i małymi latareczkami w..całkowitej ciemności. Jeśli chcecie poczuć dreszczyk emocji i powłóczyć się po starym więzieniu serdecznie Wam polecam. Niedawno sami wybraliśmy taką formę spędzenia czwartkowe popołudnia i uwierzcie mi nie zapomnę tego długo :D.



Jak już jesteśmy w tym pięknym mieście nie możemy zapomnieć o jednym z jego najsłynniejszych obywateli. Ronald Belford "Bon" Scott jeśli kiedyś choć trochę słuchaliście rocka bądź jesteście fanami cięższych brzmień to wiecie o kim mówię. Legendarny głos jednych z wielkich tego Świata AC/DC. Bon w wieku 6 lat przeprowadził się wraz z rodziną do Australii i pokochał ten kraj tak mocno, że to właśnie tutaj w rodzinnym Fremantle został pochowany, a jego grób może odwiedzić każdy na lokalnym cmentarzu.


Najsłynniejsza plaża we Fremantle to Batchers Beach, która tak jak wszystkie plaże w Australii ma niesamowicie krystaliczną wodę. To swoisty raj dla poławiaczy muszelek, do których należę również ja. Woda jest czysta do tego stopnia, że nawet nosząc białe spodnie i mocząc nogawki, po ich wyschnięciu nie ma żadnego śladu odcinającego moment zmoczenia! To niebywały szok, który tutaj przeżyłam.





Zachody słońca się wyjątkowe i niesamowicie barwne po tej części półkuli. Tak jeszcze na koniec mała dygresja. Pewnie niektórzy z Was zastanawiali się czytając ten artykuł dlaczego mówiłam o Fremantle cały czas jako o mieście skoro to jedynie dzielnica Perth. Obecnie jest to jej dzielnica ale w XIX wieku to właśnie Fremantle było miastem, które wygrywało walkę z Perth o to aby stać się stolicą Australii Zachodniej. Oddalone były o siebie o 20 km i sponsorowane gorączką złota wygrywało walkę o utrzymanie swojej pozycji. Jednak po jej zakończeniu miasto mocno wystopowało i w kolejnych dziesięcioleciach zostało wchłonięte przez rywala. Jednak mimo tego do dzisiaj zachowuje swoją odrębność i widać to np. przez flagi "City of Fremantle" wywieszane na ulicach.



Mam nadzieję, że dotrwaliście ze mną do końca i ten post przybliżył Wam choć odrobinę kawałek odległej Australii. Dajcie znać co o tym myślicie :)

Pozdrawiam, Madeline 


12 komentarzy:

  1. Przepiękna zdjecia, bardzo dziekuje za ten post :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nawet nie słyszałam ze W Australii mieli dziki zachod �� bardzo ciekawy post~ OlaBrauf

    OdpowiedzUsuń
  3. Tam faktycznie jest jak na dzikim zachodzie! Super post- czytałam z prawdziwą przyjemnością:D
    pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę niesamowite wrażenie się odbiera spacerując tymi uliczkami ;) do tego mnóstwo starych jeżdżących aut i ludzie w kapeluszach kowbojskich i we flanelowych koszulach. Za każdym razem przenosi mnie do klimatów "Strażnika Texasu" z Chuck'iem Norrise'm :D

      Usuń
  4. Super! Przepiękne zdjęcia i ten klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękne zdjęcia :) i te widoki... <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny pomysł z takimi wpisami mi sie podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne fotki, naprawdę zachęcają do odwiedzenia tych miejsc. Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Po takiej podróży ma się niesamowite wrażenia, które w pamięci pozostają na zawsze, a co za tym idzie, jest też piękna pamiątka w postaci cudownych zdjęć :) :*

    OdpowiedzUsuń

Polecane Posty

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger