Lone Pine Koala Sanctuary w Brisbane – karmienie kangurów i spotkanie z koalami

Siedzę właśnie z maską Garnier Food: Macadamia na włosach, aby skończyć dla Was dzisiaj wpis na jej temat. W międzyczasie pomyślałam, że podzielę się z Wami naszym ostatnim spotkaniem ze zwierzątkiem, którego chyba nie muszę nikomu przedstawiać, a które jest najbardziej rozpoznawalnym symbolem Australii. W odwiedziny udaliśmy się do rezerwatu Lone Pine Koala, który na nasze szczęście, znajduje się zaledwie kilka kilometrów od naszego domu. To miejsce stało się dla nas takim małym azylem, gdzie zawsze możemy poczuć klimat „prawdziwej” Australii.

Kangury w Australii występują na terenie całego kraju: od suchych, centralnych równin po tropikalne, wilgotne lasy Queensland. Odmian jest kilkanaście, ale najpopularniejsze to kangur szary i kangur olbrzymi (czerwony). Są jedynymi zwierzętami na świecie, które nie potrafią chodzić naprzemiennie nogami, tak jak np. strusie, zamiast tego poruszają się wyłącznie skokami. Co ciekawe, nie potrafią też cofać się do tyłu. Właśnie dlatego, razem z ptakiem emu, stały się symbolem narodu australijskiego, który „nigdy się nie cofa”. To piękna metafora siły, odwagi i ciągłego rozwoju, z którą bardzo mocno utożsamiają się mieszkańcy tego kraju. Im dłużej tu mieszkam, tym bardziej rozumiem, że w Australii ta symbolika nie jest tylko pustym znakiem to naprawdę część mentalności ludzi.



Lone Pine Koala Sanctuary zostało założone w 1921 r. jako sierociniec dla chorych, rannych lub osieroconych koali. To były czasy, gdy zwierzęta te masowo wyłapywano na futra, a świadomość ochrony przyrody praktycznie nie istniała. Młode koaliątka nie nadawały się do handlu, bo ich futro było zbyt szorstkie, przez co wiele z nich zostawało sierotami. Lone Pine był pierwszym na świecie rezerwatem dla koali i do dziś pozostaje największym. Obecnie mieszka tam ponad 140 koali, a przez lata miejsce to rozszerzyło opiekę także na kangury, wombaty, emu, krokodyle czy dingo. To niezwykłe patrzeć, jak przez dekady jedno miejsce przekształcało się w prawdziwe sanktuarium życia. Spacerując alejkami rezerwatu, naprawdę czuje się tę historię, każdy wybieg i każdy zakątek opowiada inną opowieść o ratowaniu zwierząt.


Czym różni się rezerwat od zoo w Australii? Tutaj ogromną wagę przykłada się do warunków życia zwierząt. Wybiegi są ogromne, pełne kryjówek, roślin i naturalnych elementów, które pozwalają zwierzętom czuć się swobodnie i bezpiecznie. Różnica polega też na tym, że w rezerwatach często można wejść na wybiegi niektórych gatunków i spędzać z nimi czas w ich środowisku. Zwierzęta trafiające do takich miejsc to zwykle osobniki, które nie mogą wrócić na wolność, ale wciąż mają szansę na dobre życie. Dla mnie najważniejsze jest to, że tutaj naprawdę można się „połączyć” ze zwierzętami, być blisko nich i poczuć się częścią australijskiej fauny. To doświadczenie zostaje w pamięci na zawsze i trudno porównać je z wizytą w tradycyjnym zoo.



Kiedy kagur powie dosyć?
Moimi ulubionymi australijskimi zwierzętami są kangury i quokki, o których mogliście poczytać np. tutaj. Dlatego Najwięcej czasu spędzam zawsze na wybiegach kangurów, bo quokki poza Rottnest są w rezerwatach rzadkością. Wybieg kangurów w Lone Pine jest otwarty i wchodząc do niego, trzeba pamiętać, że to my jesteśmy tam gośćmi. Kangury są nocnymi stworzeniami, więc w ciągu dnia głównie śpią lub szukają jedzenia. Mimo to uwielbiają kontakt z ludźmi, jeśli same się nadstawią, można je głaskać, drapać, a nawet przytulać. Kiedy jednak mają dość, odchodzą do specjalnej strefy, gdzie ludzie nie mogą wchodzić. I to jest piękne, uczymy się, że to one decydują o kontakcie, a nie my. To lekcja szacunku wobec zwierząt, której nie da się nauczyć z książek czy telewizji.


Kangury a dzieci? W Australii od najmłodszych lat uczy się dzieci szacunku do zwierząt i przestrzegania zasad. „Nie” naprawdę znaczy „nie” i żadne tupanie nóżkami nie zmienia wyznaczonych granic. Rodzice i wolontariusze wspólnie dbają o bezpieczeństwo – zarówno najmłodszych, jak i zwierząt. To, co mnie urzeka, to brak postawy roszczeniowej: nikt nie próbuje naginać zasad „bo zapłacił”. W efekcie dzieci uczą się empatii i pokory, które zostają z nimi na całe życie. Myślę, że to coś, czego często brakuje w Polsce i właśnie takie miejsca pokazują, jak mądrze można wychowywać kolejne pokolenia w zgodzie z naturą.

W Lone Pine dodatkowo są specjalne tablice edukacyjne i krótkie prelekcje prowadzone przez opiekunów, które pomagają dzieciom zrozumieć, dlaczego zwierzęta potrzebują przestrzeni i kiedy warto się wycofać. Maluchy uczą się, że zwierzę to nie „atrakcja do zabawy”, ale żywa istota, która ma swoje potrzeby. Co ważne, personel rezerwatu cierpliwie tłumaczy najmłodszym odwiedzającym zasady w prosty i przyjazny sposób, co sprawia, że nawet kilkulatki rozumieją, jak ważny jest szacunek wobec natury.



Na terenie rezerwatu można też karmić kangury, ale wyłącznie specjalną karmą przygotowaną właśnie dla nich. Kangury są trochę jak koty czyli są wiecznie głodne i świetnie potrafią „żebrać” o jedzenie swoimi wielkimi oczami. Dlatego najlepiej odwiedzać je rano, wtedy są pełne energii, chętne do kontaktu i jeszcze nie najedzone po brzegi. To pora dnia, w której naprawdę można zobaczyć je w całej okazałości, gdy są najbardziej radosne i otwarte na zabawę. Widać wtedy, że obcowanie z nimi to nie tylko atrakcja turystyczna, ale i niesamowita przygoda przyrodnicza.
Warto wspomnieć, że karma dostępna jest w małych, papierowych torebkach, które można kupić przy wejściu, a jej skład został specjalnie opracowany tak, by nie szkodził delikatnym żołądkom kangurów. Dzięki temu zwierzęta są zdrowe, a odwiedzający mogą bez obaw je karmić. Dodatkowo na terenie rezerwatu znajdziemy wolontariuszy, którzy pomagają w razie wątpliwości, podpowiadają, jak prawidłowo podawać jedzenie i jak interpretować zachowania zwierząt, by spotkanie było przyjemne i bezpieczne dla obu stron.


Śpiące kangury zachowują się całkowicie jak koty. Najedzą się, dadzą pogłaskać, a potem kładą się na słońcu i zapadają w drzemkę. Często, kiedy przestajemy je głaskać, budzą się i patrzą tak, jakby pytały: „Dlaczego już koniec?”. To rozczulające momenty, które pokazują, jak bardzo kangury są towarzyskie i ciekawskie. Patrząc na nie w takich chwilach, można odnieść wrażenie, że to zwierzęta, które naprawdę lubią bliskość człowieka, o ile damy im prawo wyboru.
W Lone Pine przygotowano dla kangurów specjalne strefy zacienione, gdzie mogą odpoczywać bez obecności turystów. To ważne, bo w gorące dni temperatura na otwartym wybiegu może być bardzo wysoka, a cień daje im komfort i poczucie bezpieczeństwa. Odwiedzający uczą się w ten sposób, że zwierzęta, podobnie jak ludzie, mają swoje potrzeby i nastroje, czasem chcą towarzystwa, a czasem ciszy i spokoju. Obserwowanie ich w czasie odpoczynku to lekcja cierpliwości i okazja do kontemplacji przyrody w jej najbardziej naturalnej formie.


Czy kangury lubią pozować do zdjęć? O tak! Uwielbiają zaglądać w obiektyw, podchodzić do telefonu i robić sobie selfie. Nie mają nic przeciwko długim sesjom zdjęciowym i wydaje się, że wręcz bawią się tym zainteresowaniem. Sama mam już cały folder pełen „pozujących kangurów” i wiem, że jeszcze długo będę wracać do tych zdjęć z uśmiechem. Co ciekawe, zwierzęta wcale nie wyglądają na zestresowane obecnością aparatów, wręcz przeciwnie, często same podchodzą i zdają się być rozbawione całą sytuacją.
Warto jednak pamiętać, że w Lone Pine obowiązują jasne zasady "zdjęcia robimy bez flesza", by nie płoszyć zwierząt, a selfie są mile widziane, pod warunkiem że to kangur sam podejdzie do nas albo nie ucieka od nas kiedy to my podchodzimy w strefie otwartej. To sprawia, że każde zdjęcie staje się jeszcze bardziej wyjątkowe, bo nie jest wymuszone, a wynika z naturalnej interakcji. Co więcej, w rezerwacie znajdziemy też specjalne punkty fotograficzne z pięknym tłem i naturalnym światłem, które pozwalają uchwycić te magiczne chwile w naprawdę wyjątkowy sposób.



Mimo wszystko pamiętajmy, że kangury to dzikie zwierzęta. Mają ostre pazury, którymi mogą nas czasem zadrapać, zwłaszcza młode osobniki, które skaczą i próbują się wspinać. Dlatego warto mieć na sobie dłuższe ubrania, by uniknąć niespodzianek. To drobny szczegół, ale robi różnicę w komforcie odwiedzin. W ten sposób my jesteśmy bezpieczni, a zwierzęta czują się swobodnie, bo nie muszą „walczyć” o przestrzeń.



W rezerwatach zwierzęta mieszkają razem w ogromnych wybiegach. Kangury, wallaby, emu i różne ptaki dzielą wspólną przestrzeń, co daje niesamowite wrażenie autentyczności. Oczywiście drapieżniki, jak dingo, mają osobne wybiegi, ale cała reszta żyje tak, jakbyśmy przenieśli się wprost do australijskiej dziczy. Spacerując wśród nich, ma się poczucie, że jesteśmy tylko gośćmi w ich świecie. To piękna lekcja przyrody na żywo, której nie da się porównać z żadnym filmem przyrodniczym.


Filmiki z naszych odwiedzin możecie znaleźć na moim Instagramie w zapisanych Stories. Już teraz wiem, że jeszcze nie raz odwiedzimy Lone Pine, bo to miejsce daje mi ogromne poczucie bliskości z naturą. Dla kogoś, kto całe życie oglądał kangury tylko na zdjęciach, możliwość dotknięcia ich codzienności jest niemal mistycznym przeżyciem. To właśnie te momenty sprawiają, że Australia staje się tak wyjątkowym miejscem na ziemi – pełnym natury, która wciąż jest tak blisko człowieka.

Wybralibyście się do takiego rezerwatu ? Czy może macie jakieś pytania odnośnie Lone Pine bądż jego mieszkańców ? :)

Pozdrawiam, 
Madeline




6 komentarzy:

  1. Ja pewnie balabym się poglaskac

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja boję się tylko tych dużych :D bo ciągle oczyma wyobraźni widzę te wszystkie filmiki z boksującymi się z nimi ludźmi ;D. Nie są jednak całkowicie groźne przynajmniej najedzone i odpoczywające w rezerwatach ;)

      Usuń
  2. Ja jestem raczej z tych osób, które lubią obserwować zwierzęta, ale zdecydowanie z daleka. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem ;)
      Nic na siłę, zwierzęta potrafią wyczuć nasz stres, zdenerowowanie i automatycznie dostrajają się do nas ;) Czasami więc najlepiej trzymać się od nich z daleka ;)

      Usuń
  3. Super, świetne miejsce, kangury wyglądają na bardzo przyjaźnie nastawione do ludzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, sa strasznie wyluzowane, spokojne i przyjacielskie niczym koty z ich skłonnościami do pieszczot i żebraniem o jedzonko ;) Przynajmniej te najedzone w rezerwatach, bo te żyjące na dziko do końca takie przyjazne nie sa i trzeba na nie uważać ;)

      Usuń

Polecany post

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger