Sierpniowa aktualizacja: odżywienie, przeproteinowanie i moje sposoby na równowagę
września 06, 2025
2
aktualizacja
,
jak dbać o włosy
,
pielęgnacja włosów
,
pielęgnacja włosów latem
,
równowaga peh
Dziś zabieram Was ze sobą na The Spit w Gold Coast: długą, piaszczystą mierzeję, gdzie ocean uderza o falochron z siłą, której nie sposób zignorować. To jedno z tych miejsc, gdzie natura mówi głośniej niż my sami, a człowiek musi nauczyć się wsłuchiwać w rytm fal i wiatr, który śpiewa starą pieśń minionych lat. Z jednej strony rozciąga się tu widok na strzeliste wieżowce przy słynnej plaży Surfers Paradise, miejsce, które nigdy nie zasypia, pełne surferów, spacerowiczów i ludzi szukających wakacyjnej beztroski. Z drugiej ten typowy dla Australii widok: bezkres oceanu, rozciągający się aż po linię horyzontu. Ocean, który nigdy nie jest taki sam: czasem błękitny i łagodny, czasem spokojny i lazurowy, innym razem grafitowy i wzburzony, zmienia kolor niczym nastroje dnia, od jasnego spokoju po dramatyczne kontrasty.
The Spit to miejsce graniczne, z jednej strony czuć bliskość miasta, a z drugiej dziką, nieokiełznaną siłę oceanu. Spacerując wzdłuż mierzei, można poczuć, że wszystko tu jest większe od nas: wiatr, fale, przestrzeń. Bardzo lubimy to miejsce między innymi dlatego, że jest mało popularne wśród turystów i nie trzeba szukać miejsca aby na spokojnie pospacerować. I właśnie w takim otoczeniu, wolnym od zgiełku i przeciskajających się turystów robiliśmy zdjęcia do tej sierpniowej aktualizacji włosowej.
Tego dnia, kiedy robiliśmy zdjęcia, wiał silny wiatr. Nie taki przyjemny, lekki podmuch, ale wiatr, który chwyta włosy i szarpie je w każdą stronę. Stojąc przy barierce, patrząc w stronę oceanu, miałam wrażenie, że moje włosy żyją własnym, nieokiełznanym rytmem. Były wszędzie, na mojej twarzy, oplatały ramiona i szyję, jakby chciały mnie całkowicie schować. Miałam wrażenie, że zachowują się jak gałęzie starej wierzby z Fangoru z Władcy Pierścieni, który oplótł to Merry’ego i Pippina, nie chcąc ich wypuścić ze swojego uścisku, tylko dlatego, bo za bardzo się do niego zbliżyli. Podobnie moje dzikie włosy, miotane wiatrem, zdawały się walczyć ze mną, a każdy krok czy ruch głowy kończył się kolejnym splątaniem. A jednak w tym wszystkim czułam też radość, że mogę je rozpuścić i pozwolić wiatrowi je rozeiać, bo to przecież część mnie. Czasem muszą się poplątać i powiać na wietrze, bo życie nie polega na tym, by chować je pod kloszem i oblepiać kolejnymi warstwami ochronnego olejku.
I taki nastrój towarzyszył mi podczas robienia zdjęć byłam: pełen optymizm, wiatr mocno wiał, a jego nieokiełznana energia dodała każdej fotografii życia. Dopiero gdy na ekranie aparatu zobaczyłam, jak bardzo rozwiewa moje włosy, pomyślałam z lekkim niepokojem, co czeka mnie później w domu. Czy ja je w ogóle będę w stanie rozczesać, czy znowu będę walczyła z gromadą kołtunów ? Zafunduje wam mały spoiler: było lepiej niż myślałam i po przyjeździe do domu rozczesałam je bez większego problemu :) Ta jedna chwila oddaje cały ten miesiąc mojej pielęgnacji: pełen troski i dobrych intencji, ale też nieoczekiwanych skutków ubocznych, bo moje włosy żyją razem ze mną, a nie są "nietykalnym" pomnikiem wzorowej pielęgnacji.
Co chciałam osiągnąć, a co wyszło naprawdę
Zdecydownaie ten miesiąc był poświęcony odżywieniu. Chciałam, aby włosy stały się miękkie, elastyczne, odporne na słone powietrze i częste wiatry. Wielkimi krokami zbliża się do nas lato, a z nim wysokie temperatury i ostre słońce. Staram się do tego przygotować jak najlepiej potrafię. Chciałam aby moje włosy były dobrze odżywione, błyszczące, z dobrze domkniętą łuską i zdyscyplinowane po długości, tak aby były dobrze przygotowane na każdą pogodę. W praktyce jednak troska przerodziła się w przesadę. Zamiast miękkości i sprężystości pojawiła się sztywność i poczucie, że włosy są "przeładowane" tymi wszystkimi dobrociami. Nastąpiło więc to co często przytrafia się kiedy człowiek przedobrzy i używa zbyt dużej ilości kosmetyków czyli klasyczne przeproteinowanie,
efekt, którego każda włosomaniaczka woli unikać, a o którym pisałam wam tutaj.
efekt, którego każda włosomaniaczka woli unikać, a o którym pisałam wam tutaj.
To doświadczenie przypomniało mi, że nawet najlepsze chęci mogą zaszkodzić, jeśli brakuje równowagi. Po raz kolejny też przypomniało mi się stare powiedzenie włosomaniaczek, że "lepiej mniej niż więcej". Włosy nie potrzebowały aż takiej dawki protein i odżywienia, wołały raczej o równomierne połączenie emolientów i humektantów.
Kosmetyki, których używałam w sierpniu
🌿 Oleje
- Olej z siemienia lnianego – gęsty, ochronny, niezawodny w nadawaniu gładkości. Zostawiałam go zwykle na 1–1,5 godziny przed myciem pod nawilżający podkład z miodu.
- Olej konopny – lżejszy, idealny, gdy chciałam, by włosy zyskały blask i tutaj również zostawiałam go na około godziny przed myciem i podobnie jak powyżej używałam go w duecie z miodowym podkładem nawilżającym.
- 2 olejki/sera od L'oreal z serii Elvive na dzień i na noc, o nich opowiem wam więcej wkrótce.
- Argan Oil z Aldi - to tak naprawdę miks olejku arganowego z paroma innymi składnikami. Nakładam go głownie jako serum zabezpieczające w ciągu dnia i czasem na noc. Ma rewelacyjny skład i noszę go ze sobą praktycznie wszędzie ! To moje drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie. O nim również recenzja pojawi się w tym miesiącu.
🧴 Maski i odżywki
Sięgałam po wiele różnych, tych nowych, które testuję np. Shea Moisture do włosów kręconych i Sukin Sensitive Scalp Care (którą oczywiście stosuję na włosy po długości) oraz paru sprawdzonych klasyków jak np. Garnier 3 oleje (ta żólta) oraz L'Oreal Elvive Dream Lenght i to właśnie doprowadziło do efektu przeproteinowania. Bogate formuły i domowe mikstury (m.in. maski z żółtkiem i miodem) początkowo dawały zadowolenie, ale z czasem sprawiły, że włosy straciły elastyczność.
🧼 Szampony
- Sukin – naturalny i delikatny, dla dni, gdy chciałam, by włosy były lekkie i świeże.
- Aveo – klasyk, który dobrze domywał oleje i resetował włosy po intensywniejszej pielęgnacji.
✨ Podsumowanie
Ten miesiąc pokazał mi, że włosy podobnie jak natura i ocean bywają nieprzewidywalne i wymagają odpowiednia podejścia oraz czasu. Często chciałam zrobić za dużo rzeczy na raz, bo akurat mój mały ząbkujący szkrab poszedł wcześniej spać i miałam więcej czasu potrzymać coś na włosach. To nie była wina samych kosmetyków, bo każdy z nich ma swoje zalety i działa dobrze w odpowiednich warunkach. Problem leżał w braku umiaru i w tym, że próbowałam zrobić zbyt wiele naraz. Produkty, po które sięgałam, były wartościowe, ale sposób, w jaki je łączyłam, okazał się dla moich włosów po prostu zbyt intensywny.
Na koniec żegnam was przepięknym widokiem na Gold Coast z jednej z północnych plaży The Spit.
A czy wy czasami też macie takie momenty, kiedy wkładacie w pielęgnacje całe serce, a na koniec wasze włosy i tak pokazują wam, że warto słuchać się starych przysłówk włsoomaniaczek z Wizażu i lepiej nałożyć na włosy mniej niż więcej :)
Pozdrawiam was serdecznie,
Madeline
Madeline
Fantastycznie. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i również pozdrawiam ciepło :)
Usuń