Godzina dla włosów #20 płukanka miodowa przed myciem włosów.

Wczorajszy wpis, ku mojemu zaskoczeniu, nie pojawił się na blogu. Kliknęłam „opublikuj”, strona się przeładowała, więc byłam pewna, że wszystko działa poprawnie. Dopiero dzisiaj zauważyłam, że wpisu wcale nie ma. Podejrzewam, że winna była pogoda, wczoraj mocno wiało, a internet w Australii bywa naprawdę kapryśny. Często żartuję, że jest „20 lat za Europą”, ale coś w tym niestety jest 😉. W każdym razie nauczka na przyszłość już jest, zawsze sprawdzam podgląd po publikacji. A teraz nadrabiam zaległości i zapraszam Was do wpisu, który pierwotnie miał ukazać się wczoraj.


Czego użyłam ?
Moje włosy po ziołach wciąż potrzebują trochę troski, bo henna potrafi je przesuszyć i sprawić, że stają się bardziej wymagające w pielęgnacji. To było dopiero moje drugie mycie po hennie, ale widzę, że z każdym razem odzyskują coraz więcej blasku i połysku. To dla mnie sygnał, że obrana pielęgnacja działa, a jak pewnie wiecie, nic nie cieszy tak bardzo jak moment, gdy włosy powoli „wracają do życia”. Zaczęłam od dokładnego rozczesania włosów grzebieniem. To u mnie podstawa, bo dzięki temu później produkty rozprowadzają się równomiernie. 
Następnie przygotowałam płukankę miodową: zrobiłam 3 łyżki miodu w około 1,5 litra letniej wody i zanurzyłam w niej włosy. Ten krok traktuję jak nawilżającą kąpiel, która przygotowuje włosy do dalszej pielęgnacji. Miód to mój ulubiony humektant – nie tylko pięknie nawilża, ale też nadaje włosom miękkości i elastyczności. (Więcej o płukance miodowej możecie poczytać tutaj). Po płukance sięgnęłam po maskę Garnier Fructis Hair Food Macadamia. To produkt nawilżająco-emolientowy, który świetnie sprawdza się na moich włosach. Nałożyłam maskę i jeszcze raz rozczesałam pasma, żeby upewnić się, że każda partia włosów jest dobrze pokryta. Następnie schowałam je pod reklamówkę i ręcznik na około 20 minut, taki kompres pozwala składnikom lepiej zadziałać. Po tym czasie dołożyłam jeszcze oliwę z oliwek i zostawiłam całość na kolejne 40 minut. Dopiero później całość zmyłam, włosy umyłam szamponem oczyszczającym Fructis Nature i pozwoliłam im naturalnie wyschnąć, bez użycia suszarki.


Efekty
Muszę przyznać, że efekty były bardzo satysfakcjonujące. Choć proces wychodzenia z „po-hennowego” przesuszu idzie powoli, to widzę, że moje włosy coraz bardziej się regenerują. Każde kolejne mycie przynosi małe, ale zauważalne zmiany, a to właśnie te drobne postępy najbardziej motywują. Świetnie sprawdziło się połączenie trzech kroków: płukanki miodowej, maski Hair Food Macadamia i oliwy z oliwek. Miód, jak już wspomniałam, to jeden z moich absolutnych ulubieńców w pielęgnacji, zawsze sięgam po niego, gdy moje włosy wołają o nawilżenie. Maska Garniera dostarczała dodatkowej porcji emolientów i odżywienia, a oliwa pięknie domknęła pielęgnację, dodając włosom miękkości i ochrony.
Oliwa z oliwek zasługuje tutaj na szczególne wyróżnienie. To olej, po który sięgam bardzo często, bo oprócz kwasów tłuszczowych zawiera witaminy, minerały i naturalny filtr UV. Dzięki temu nie tylko odżywia włosy, ale też wspiera ich ochronę przed czynnikami zewnętrznymi. Po takiej pielęgnacji włosy stają się bardziej sypkie, miękkie i zdecydowanie bardziej błyszczące.



Powrót blasku i fal
Powoli udaje mi się ujarzmić ten „pustynny puch”, który pojawia się zawsze po hennie. Zauważyłam, że gdy odchylam włosy na bok, zaczynają się ładnie układać i pojawiają się pierwsze delikatne fale. To znak, że włosy odzyskują równowagę nawilżeniowo-emolientową i wracają do swojego naturalnego skrętu.
Teraz muszę jeszcze poszukać tutaj siemienia lnianego, bo domowy żel z niego zawsze był moim numerem jeden w pielęgnacji. Działał jak naturalny stylizator – podkreślał fale, jednocześnie mocno nawilżając i ujarzmiając puszenie. Wiem, że w połączeniu z taką pielęgnacją, jaką stosuję teraz, dałby naprawdę świetne efekty. Bez niego muszę chwilowo radzić sobie inaczej, ale mam nadzieję, że uda mi się go tutaj znaleźć.

A Wy? Macie swoje sprawdzone sposoby na walkę z przesuszem po hennie i skuteczne nawilżenie włosów? Chętnie poczytam o Waszych trikach, bo każda z nas ma trochę inne włosy i często takie wymienianie się doświadczeniami daje najlepsze inspiracje.

Pozdrawiam,
Madeline 

6 komentarzy:

Polecany post

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger