Płukanka piwna: naturalny sekret na lśniące i mocne włosy [efekty po 5 tygodniach]

O płukance piwnej słyszałam od czasu do czasu od różnych jej zwolenników. Podchodziłam jednak do niej z dużą rezerwą, bo trudno było mi sobie wyobrazić, jak piwo może działać regenerująco i odżywczo na włosy, przecież to alkohol. Trwałam więc w swoim „piwnym pesymizmie”, aż do momentu, kiedy Iwona z Hair Witch Project zaczęła podstępnie edukować mnie poprzez zdjęcia swoich włosów po piwnym spa, publikowane na Instagramie. Przeczytałam jej posty na ten temat, przeszukałam kilka stron w Internecie i w końcu postanowiłam przekonać się na własnej skórze (a właściwie włosach), jak to z tym piwem naprawdę jest.



Pierwsze podejście

Piątkowy wieczór. Za oknem miasto powoli budziło się do nocnego życia, a u mnie w mieszkaniu panował spokój i cisza. W tle delikatnie sączyła się muzyka, tym razem postawiłam na klasyki lat 80’, bo nie ma dla mnie lepszej muzyki do szykowania się do wyjścia jak kawałki Bon Jovi, Alphaville, Modern Talking czy mojego ukochanego A-HA. Albert krzątał się po mieszkaniu. Za jakieś dziesięć minut mieliśmy wychodzić na miasto, spotkać się ze znajomymi, a ja, zamiast poprawiać makijaż czy wybierać buty, stałam nad kuchennym blatem i przelewałam piwo do miseczki, żeby spokojnie odgazowało się do następnego dnia.

Śmieszne, prawda? Jeszcze kilka miesięcy wcześniej parsknęłabym śmiechem na sam pomysł, że będę traktować piwo jak luksusowe serum do włosów. A jednak, po raz pierwszy wzięłam się za tę metodę z mieszanką ciekawości i niepewności. Czułam się trochę jak nastolatka testująca babcine porady na piękne włosy, wiecie takie znalezione w starym, pożółkłym zeszycie, który pamięta jeszcze ubiegłe tysiąclecie.

Nie przypuszczałam wtedy, że ta spontaniczna decyzja stanie się początkiem małej tradycji. W ciągu kolejnych pięciu tygodni powtarzałam płukankę dziewięć razy i za każdym razem patrzyłam w lustro z coraz większym zdumieniem. Do dziś biję się w pierś, że tak długo trwałam w swojej ignorancji, to kolejna „babcina metoda”, która w moim przypadku okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę.


Właściwości piwa - bomba witaminowa

Zanim jednak przeszłam do praktyki, zaczęłam zastanawiać się: co tak naprawdę kryje się w tym zwykłym piwie, że włosom może być po nim lepiej? Przecież na co dzień traktujemy je raczej jako towarzysza spotkań niż kosmetyk z domowej półki. A jednak, im więcej czytałam, tym bardziej otwierały mi się oczy. Okazało się, że w tej złocistej cieczy jest znacznie więcej niż tylko bąbelki i procenty.

A więc przejdźmy do składników piwa, którymi są:
  • woda – oczywista baza,
  • słód – niepozorny magik pełen cukrów, peptydów i witamin z grupy B, a przy tym źródło wapnia, sodu, potasu i fosforu,
  • drożdże – prawdziwa skarbnica: witaminy z grupy B, aminokwasy i cała lista minerałów takich jak żelazo, potas, jod, miedź, sód, kobalt, fosfor, mangan, selen, chrom czy cynk,
  • chmiel – który nadaje piwu charakterystyczną goryczkę, ale wnosi też białka, olejki chmielowe, flawonoidy, substancje goryczkowe i garbniki.

I nagle wszystko zaczęło układać się w całość ! 

Białka i aminokwasy z drożdży mogą odbudowywać strukturę włosa, wygładzając jego powierzchnię i wypełniając ubytki. Dzięki temu włosy stają się mocniejsze, odporniejsze i odzyskują blask oraz jedwabistość. Słód dostarcza minerałów i witamin, których włosy łakną jak pustynia deszczu, a chmiel (poza tym, że świetnie reguluje pracę gruczołów łojowych i pomaga przy przetłuszczaniu) działa także bakteriobójczo, co czyni go sprzymierzeńcem w walce z łupieżem. Do tego witaminy i minerały zawarte w piwie wspierają krążenie w skórze głowy, odżywiają cebulki i pomagają uzupełniać niedobory.

Kiedy tak zagłębiałam się w te informacje, coraz bardziej przekonywałam się, że to nie żadna dziwaczna fanaberia, tylko naturalny kosmetyk pełen wartości odżywczych. Nagle piwo przestało kojarzyć mi się wyłącznie z alkoholem, zaczęłam dostrzegać w nim wielki pielęgnacyjny potencjał, taki trochę zapomniany i niedoceniany babciny skarb, a jednak niezwykle pomocny w pielęgnacji włosów.



A co z alkoholem?
Oczywiście, nie wszystko w piwie działa tak idealnie. Alkohol to mały minus całej tej historii i to właśnie on przez długi czas powstrzymywał mnie przed wypróbowaniem płukanki. Bo jak coś, co potencjalnie wysusza, miałoby odżywiać i regenerować włosy? Brzmiało to jak sprzeczność. Na szczęście okazało się, że i na to jest sposób. Wystarczy pozbyć się alkoholu z piwa.. i w następnym akapicie opowiem wam jak to zrobić. 
To bardzo proste, a skuteczne i nagle to, co wydawało się największą wadą, przestało być problemem.

Jak przygotować płukankę piwną?

Przygotowanie płukanki jest naprawdę proste i od pierwszego przygotowania wyglądało mi na coś co z pewnością mogłaby robić moja Babcia. A więc na początku muismy:

  1. Wybrać piwo – jasne lub ciemne, zależnie od tego, co masz pod ręką albo co lubisz.
  2. Przelać do naczynia – możesz użyć połowy butelki lub całego piwa, wszystko zależy od długości Twoich włosów.
  3. Odstawić na 12 godzin – najlepiej w spokojne miejsce, aby odparowała część alkoholu i ulotniły się bąbelki.
  4. Rozcieńczyć z wodą – w proporcji 1:1.
  5. Polej włosy płukanką – użyj jej jako ostatniego płukania, już po umyciu włosów.
I to wszystko! Tak przygotowana mieszanka jest gotowa do użycia. Zwyczajny napój zamienia się w prosty, naturalny eliksir, który potrafi zrobić dla włosów więcej niż niejedna odżywka z drogerii.

Efekty płukanki piwnej

Moje małe „piwne wyzwanie” rozpoczęłam 20 maja. Już wtedy włosy były w całkiem dobrej kondycji, miały zdrowy blask i sypkość, z których byłam zadowolona. Ku mojemu zdziwieniu, płukanka sprawiła, że te atuty zostały jeszcze bardziej podkręcone. Włosy stały się lśniące, miękkie i jakby lekkie w dotyku, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że z niedowierzaniem przyglądam się ich odbiciu w lustrze.



25 maja
Tego dnia włosy były świeżo po nałożeniu mieszanki henny i indygo. Naturalnie zrobiły się trochę spuszone i niesforne, ale na szczęście szybko udało mi się opanować ten mały chaos, olejowanie w połączeniu z płukanką piwną przywróciło im gładkość i ujarzmiło rozgardiasz.


31 maja

Kilka dni później, po kolejnym użyciu płukanki, zauważyłam, że włosy błyszczą jeszcze bardziej niż ostatnio. Ten połysk był wyraźniejszy, jakby światło odbijało się od każdego kosmyka. Do tego doszła lekkość i miękkość, miałam wrażenie, że pasma układają się same, bez większego wysiłku z mojej strony. Coraz bardziej przekonywałam się, że ta płukanka naprawdę działa i z każdym kolejnym użyciem efekty są lepsze.



6 czerwca
Tego dnia efekt przerósł moje oczekiwania, włosy nie tylko pięknie błyszczały, ale zyskały też wyjątkową objętość. Pasma wyglądały lekko i sprężyście, jakby nagle było ich więcej. Czułam, że płukanka zaczyna działać coraz mocniej, nie tylko podkreślała blask, ale też dodawała włosom życia i naturalnego uniesienia.


12 czerwca

Tym razem najbardziej zaskoczyła mnie sypkość włosów, była wręcz niesamowita. Każdy kosmyk wydawał się lekki, miękki i zupełnie niezależny, a przy tym całość wyglądała bardzo naturalnie i zdrowo. Przeczesywanie włosów palcami było czystą przyjemnością, tak jakby nagle stały się delikatne jak jedwab.



15 czerwca
To był dzień po drugim nałożeniu mieszanki henny i indygo, do tego jeszcze czterogodzinny lot i zaledwie trzy godziny snu, mogłoby się wydawać, że moje włosy będą w opłakanym stanie. A jednak płukanka piwna zadziałała jak tarcza ochronna. Mimo hennowania nie pojawiło się typowe przesuszenie, a ku mojemu zdziwieniu pasma nawet lekko się błyszczały. Wyglądały zdecydowanie lepiej, niż mogłam się spodziewać po tak intensywnym dniu.


19 czerwca
Kilka dni później, po kolejnej płukance piwnej, efekt był jeszcze bardziej widoczny. Włosy pięknie błyszczały i same z siebie zaczęły się układać, bez większego wysiłku z mojej strony. Każdy kosmyk leżał tam, gdzie powinien, a całość wyglądała lekko i zdrowo. Płukanka sprawiła, że włosy nie tylko zyskały blask, ale też stały się podatne na układanie, co wcześniej było dla mnie prawdziwym wyzwaniem.


25 czerwca
Kilka dni później, po następnej płukance piwnej, miałam wrażenie, że moje włosy osiągnęły niemal ideał. Były lekkie, sypkie, pięknie błyszczały i układały się dokładnie tak, jak chciałam. Czułam, że każdy kosmyk jest odżywiony i pełen życia, wyglądały jak po profesjonalnym zabiegu w salonie, a to wszystko dzięki tak prostej metodzie.


31 czerwca
Kolejne dni i kolejna płukanka piwna tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że to działa. Włosy wyglądały jeszcze lepiej niż wcześniej i były jednocześnie sypkie, gładkie i pełne blasku. Z każdym użyciem stawały się coraz mocniejsze i bardziej podatne na układanie, jakby piwo krok po kroku wydobywało z nich to, co najlepsze.


Podsumowanie

Przez te pięć tygodni moje włosy przeszły naprawdę sporo. Dwukrotnie nakładałam mieszankę henny i indygo, a tuż przed przeprowadzką postanowiłam wykorzystać całość, która została mi po wcześniejszym hennowaniu. Do tego doszła jeszcze poważna zmiana klimatu, z ekstremalnie suchego powietrza przeniosłam się w rejony subtropikalne, wilgotne. To dla włosów spore wyzwanie i wiem, że będą musiały się do tego jeszcze przez jakiś czas przyzwyczajać.


Na szczęście płukanka piwna okazała się w tym okresie niezastąpiona. Z każdym użyciem przywracała moim włosom blask, witalność i sypkość. Sprawiała, że były jedwabiste w dotyku, a przy tym łatwiej dawały się ułożyć w miękkie, naturalne fale. Dla mnie to nieoceniony pomocnik, który krok po kroku pomagał mi odzyskać piękne i zdrowo wyglądające pasma i na pewno będę dalej testować jej działanie w bardziej ustabilizowanych warunkach.


A Wy? Używałyście kiedyś piwa na włosy? To kiedyś była dość popularna metoda, a moim zdaniem zdecydowanie warto ją odświeżyć.


Pozdrawiam,
Madeline








11 komentarzy:

  1. O takiej pluksnce kiedyś mówiła mi babcia. Sama jej nie stosowałam, ale skoro działa, to muszę spróbować. Moim włosom zdecydowanie brak blasku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podobno kiedys robila furorę 😁 od jakiegos czasu sumiennie słucham sie rad Babci 😁 jak mowi ze cos działało to juz nawet nie pytam jak tylko probuje na własnej skórze ;)

      Usuń
  2. Już moja babcia stosowała płukanki z piwa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babcine mądrości sa najlepsze ;) warto wyprobowac :)

      Usuń
  3. No to włoski miały imprezkę, haha ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Płukankę octową stosuję, ale piwnej to jeszcze nigdy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie ;) Właśnie ja musze octową teraz spróbować :D

      Usuń
  5. Słyszałam o takiej płukance, ale jeszcze nie stosowałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. warto wypróbować ;) zwłaszcza, że nie potrzeba do tego całego piwa, nawet nie pół ;)

      Usuń
  6. Słyszałam o pozytywnych właściwościach takiej piwnej płukanki, ale nie miałam jeszcze okazji wypróbować jej na swoich włosach.

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

Czy to tu się jeszcze pisze? – refleksja blogowa, powrót i sens pisania w 2025

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz logowałam się tutaj bez poczucia lekkiego wstydu.. Wiesz, tego rodzaju „zaraz-napiszę-tylko-najpierw-odkurzę...

Copyright © Je suis Madeline , Blogger